23 lut 2017

Rozdział 5

''Zagubiona w Twoim umyśle? Chciałabym wiedzieć. Czy ja tracę zmysły? Nigdy nie pozwól mi odejść. Jeśli ta noc nie będzie trwała wiecznie, przynajmniej jesteśmy razem. Wiem że nie jestem sama. Gdziekolwiek, kiedykolwiek rozdzieleni, ale ciągle razem. Wiem, że nie jestem sama. Wiem, że nie jestem sama. Nieświadomy umysł, jestem rozbudzona. Chciałabym poczuć po raz ostatni, złagodź mój ból...''
~*~
  Florence przyglądała się otaczającemu ją miastu zupełnie tak, jak za pierwszym razem. Wciąż nie docierało do niej, że uciekła. Była tysiące kilometrów od domu, od Noela. Już nie żyła w strachu. Nie musiała się obawiać ukochanego. Nikt nie krzyczał i nie wyżywał się na niej. Mogła spokojnie budzić się w kawalerce, którą udało jej się wynająć. Każdego dnia radosne promyki słońca zachęcały ją do wstawania. Witała poranek z uśmiechem i tak samo żegnała gwieździste niebo kładąc się spać. W Madrycie czekała ją przyszłość. Mogła robić wszystko o czym pragną kobiety w jej wieku. Nie musiała zastanawiać się czy Noel pozwoli jej pójść na zakupy. Teraz wychodziła na spacery, beztrosko popijała wino w wannie i chodziła do pracy. Nie była uzależniona od nikogo, prócz siebie.
  Wszystkiemu z boku przyglądał się Patrick. Był szczęśliwy widząc jak dobrze radzi sobie jego przyjaciółka. On także cieszył się z wolności. Nie musiał oglądać wiecznie pijanego i wściekłego Noela Harrisa. W końcu znudziło mu się już płatanie figli mężczyźnie. Zdecydowanie stolica Hiszpanii podobała mu się bardziej niż ponury Nowy Jork. Tutaj zawsze było ciepło i wszyscy wydawali się życzliwi. Z uśmiechem na ustach obserwował jak Florence zaprzyjaźnia się z pracownikami klubu. On jako duch przeczuwał, że będzie dobrze.
  Brown zaczynała pracę dopiero wieczorem. Nie miała zbyt wiele ofert do wyboru więc zdecydowała się na tę najkorzystniejszą. Odkąd pamiętała, w barach i restauracjach przyglądała się tworzeniu wymyślnych drinków, napojów i koktajli. Teraz pracowała w muzycznym klubie i obsługiwała pijanych nastolatków i napalonych starszych panów. Nie mogła być wybredna.
  Swój wolny czas wykorzystywała na zwiedzenie Madrytu. Było to ogromne miasto z mnóstwem miejsc wartych zobaczenia. Zrobiła listę i co kilka dni przeistaczała się w turystkę. Robiła zdjęcia i kręciła filmiki. Nie mogła pokazać ich nikomu, prócz Patrickowi. Nie ufała na tyle kolegom z pracy by rozmawiać z nimi na tematy inne niż bar.
  Ubrała się w zwiewną, kremową sukienkę. Założyła sandałki i wzięła niewielką torebkę, którą przewiesiła przez ramię. Było zdecydowanie za ciepło, by malować się mocniej więc postawiła na naturalny makijaż podkreślający urodę.
   -Nawet nie proponuję ci, czy pójdziesz ze mną bo wiem, że i tak to zrobisz - odezwała się do Patricka, który pojawił się na klatce schodowej.
   -Zdecydowanie mnie znasz - zaśmiał się i wspólnie wyszli z niewielkiego bloku.
  Osoby, które ich mijały widziały samą Florence, która się uśmiecha. Niektórzy patrzyli się ze zdziwieniem, gdy się odzywała. W końcu była jedynym człowiekiem, który mógł ujrzeć Patricka. Nigdy nie zastanawiała się ile osób posiada taki dar, jak ona. Być może była jedyna, niepowtarzalna. Równie dobrze na świecie mogli żyć ludzie, którzy tak jak ona pomagali duchom przedostać się na drugą stronę. Jednak nie wyobrażała sobie, co by się z nią stało, gdyby przyjaciel zdecydował się odejść. Mógł zrobić to w każdej chwili, bo drzwi do świata duchów stały otworem.
   -Chyba jasno dałem ci do zrozumienia, że nigdzie się nie wybieram - szepnął Patrick Maine.
  -Przestań siedzieć w mojej głowie i czytać myśli - warknęła, ale było to raczej upomnienie niż rzeczywista złość.
  Wyjęła z torebki kartkę i ją rozłożyła. Rozpisała na niej najciekawsze zabytki Madrytu. Podczas nieokreślonego pobytu tutaj zamierzała zwiedzić dokładnie całą stolicę.

Muzeum Prado
Pałac Królewski
Pałac Sprawiedliwości
Katedra Almudena
Mauzoleum Ofiar Wojny Domowej
Kościół San Pedro el Real  
Most Toledański
Świątynia Debod
Arena do walki byków Las Ventas

  To były tylko niektóre miejsca, jakie chciała zobaczyć. Na swojej liście nie zapisała jeszcze oper, parków, galerii sztuki, bibliotek i teatrów. Dokładne zwiedzenia miasta zajmie kobiecie z rok, ale nie zniechęcała się. Była wolna i miała mnóstwo czasu. Zeszła do metra i postanowiła udać się do muzeum. Słyszała o nim nawet w Stanach, więc na pewno kryło w sobie mnóstwo piękna. Założyła słuchawki i puściła jedną z hiszpańskich piosenek. Chciała jak najlepiej wpasować się w życie na Półwyspie Iberyjskim. Nie pożałowała, że w szkole tak naciskali na naukę hiszpańskiego. Dzięki temu biegle porozumiewała się z ludźmi. Miejsce przed nią zajął mężczyzna w średnim wieku. Wyciągnął z torby sportową gazetę i trzymał ją w taki sposób, że Florence bez problemu przeczytała nagłówek. Prasa rozpisywała się o nagrodzie dla najlepszego piłkarza, która drugi rok z rzędu trafiła do Cristiano Ronaldo. Kobieta nie bardzo orientowała się w świecie sportu, ale dzięki Noelowi cokolwiek wiedziała. Pamiętała jak wyglądał wspomniany napastnik oraz znała kilku innych. Nie rozumiała fenomenu piłki nożnej, ale musiała przywyknąć, że w Madrycie stanowiła ona duże zainteresowanie. 
  Głos, który przebił się przez muzykę, poinformował na jakiej stacji znajduje się metro. Blondynka schowała sprzęt i skierowała się do wyjścia. Po drodze minęła kolejne osoby, które także czytały o sukcesie Ronaldo. Pokręciła głową niedowierzając w to całe zainteresowanie i wysiadła. 
  Osoby, które twierdziły, że muzeum Prado jest warte zwiedzenia zdecydowanie miały rację. Już z zewnątrz wyglądało szykownie. Florence zakupiła bilet i ruszyła za grupką zwiedzających. Przez chwilę zastanawiała się, gdzie zniknął Patrick, ale przepiękne obrazy odrzuciły od niej te myśli. Robiła zdjęcia tylko wtedy, gdy ochroniarze nie widzieli. Przecież musiała mieć jakąś pamiątkę. Nie mogła przewidzieć czy jeszcze kiedyś zajrzy do tego muzeum.
  Poczuła wiatr we włosach, chociaż była w pomieszczeniu. Nie spodziewała się, że w takim miejscu odezwie się duch. Zrobiło się ciemno i czuć było zapach stęchlizny i wilgoci. Teraz nic nie przypominało Prado. Dwójka śmiejących się dzieci przebiegła obok Florence nawet jej nie dostrzegając. Po ich zniknięciu zrobiło się niebezpiecznie cicho. Szła przed siebie próbując odszukać tego, kto potrzebował pomocy. Usłyszała czyjś szloch, który mieszał się z krzykiem. Wizja, którą odtwarzał przed nią zmarły była naprawdę przerażająca. Po podłodze przebiegło kilka gryzoni strasząc przy tym posiadaczkę tego niezwykłego daru.
  -Nazywam się Florence Brown i pojawiłam się tutaj by ci pomóc, duchu. Wyjdź ze swojej kryjówki - odezwała się z zachętą w głosie. Liczyła, że to przekona zmarłą osobę do ukazania się.
  Nie myliła się. Po kilku minutach z otchłani mroku ukazał się młody mężczyzna. Do kobiety od razu dotarło, że zginął śmiercią tragiczną. Miał na sobie postrzępione ubrania, a z ran sączyła się świeża krew. Jak każdy duch, był nienaturalnie blady. Fioletowe sińce pod oczami przyprawiały o dreszcze. Przyglądał się Florence z zaciekawieniem. Duchy nie były świadome, że ktoś może je ujrzeć do czasu, aż w miejscu ich śmierci nie pojawiła się wybawczyni. Jak to możliwe, że ktoś zginął w jednym z najlepszych muzeów świata?
  -To on mi to zrobił - jęknął cichym głosem.
  -Kto? - zapytała szybko, nim duch się rozmyśli.
  -Śmierć nadejdzie wkrótce - szepnął i zniknął.
  Florence jeszcze przez chwilę krążyła po ciemnym zaułku. Nie udało jej się ponownie ujrzeć młodego mężczyzny. Czuła się zobowiązana do tego, by odkryć zagadkę jego śmierci. Zawsze to robiła, gdy objawił się zmarły. Zbierała dowody, tropiła i rozmawiała z bliskimi ofiar. Nagle cały obraz zniknął, równie szybko jak się pojawił. Znów widziała bogato zdobione ściany. Nie zdawała sobie sprawy, że leży na podłodze, dopóki nie podbiegło kilka osób.
  -Coś się pani stało? - zapytała przewodniczka klęcząca obok niej.
  Blondynka usiłowała się podnieść, ale spotkanie z duchem spowodowało ogromny ból głowy. Była obserwowana przez dużą ilość turystów. Musiała zachować pozory, że wszystko jest w porządku.
  -Zrobiło mi się gorąco - skłamała, po czym udało jej się wstać,
  Gość z ochrony zaproponował szklankę wody, którą chętnie przyjęła. Gdy przestała być obserwowana jeszcze raz odtworzyła w głowie spotkanie z mężczyzną. Czekała ją kolejna zagadka.
~*~ 
  Florence wróciła do mieszkania szybciej niż planowała. Złe samopoczucie nie opuściło jej. Ona natomiast odpuściła sobie dalsze zwiedzanie Madrytu. Spojrzała na zegarek i uświadomiła sobie, że niewiele godzin zostało do pójścia do pracy. W nocnym klubie musisz być na nogach aż do wczesnego ranka. Położyła się na kanapie i zasnęła licząc na to, że w śnie żaden zmarły jej nie nawiedzi. 
  Obudził ją głos Patricka, który nakazał wstawać. Niechętnie podniosła się z łóżka czując, że ból głowy nie odszedł. To musiał być jakiś znak. Być może mężczyzna z muzeum zginął od mocnego ciosu w czaszkę. Zamierzała się tym zająć następnego dnia, kiedy odeśpi swoją pracę. Zachód słońca był najpiękniejszą porą, szczególnie w ciepłym Madrycie. Florence przebrała swoją sukienkę w wygodne dżinsy i koszulkę z logo klubu muzycznego Brillar Destellos. Zabrała małą torebkę i wyszła z mieszkania. Czekała ją długa noc z pijanymi imprezowiczami. 
  Była wczesna godzina, gdy wchodziła tylnym wejściem do pracy. Dyskotekę otwierali dopiero za godzinę i w tym czasie mogła się spokojnie przygotować. Zostawiła torebkę i skórzaną kurtkę w szafce. Wyjęła tylko telefon, który po chwili wylądował w kieszeni spodni. Na głównej sali spotkała Chanel, która towarzyszyła jej za barem. Dołączyła się do układania krzeseł i wycierania stolików, co oczywiście było bez sensu zważając na to jak ludzie zachowują się w klubie pod wpływem alkoholu. 
  -Wyglądasz mizernie - rzuciła brunetka na jej widok. Nie sądziła, że jest tak źle. 
  -Zemdlałam w muzeum - jęknęła. Nie widziała sensu żeby po raz kolejny zmyślać. Wystarczająco dużo razy mijała się z prawdą w rozmowach z koleżanką z pracy.
  -Nie powinnaś przychodzić. Zgłoś to szefowej, puści cię do domu - skomentowała Chanel poprawiając wystrój sali. 
   Wiedziała, że jak pójdzie do domu to do rana nie będzie mogła zasnąć. Będą ją dręczyć wizje i myśli o młodym mężczyźnie. Klub był od tego odskocznią i zamierzała zrobić wszystko by rozerwać się chociaż na kilka godzin. 
  Niedługo potem do budynku zaczęli się schodzić pierwsi ludzie. Muzyka głośno grała, a blondynka była przygotowana do nalewania alkoholu. Mimo, że był środek tygodnia i tak w klubie były tłumy. 
  -Wódkę z sokiem pomarańczowym - odezwała się jedna z wystrojonych w miniówkę kobiet.
  Florence bez słowa zabrała się za przygotowywanie drinka, podczas gdy Chanel odbierała od niej pieniądze. Takie miejsca zarabiały mnóstwo kasy na alkoholu i biletach wstępu. 
  Jakiś czas później, po dziewiątej wieczorem w klubie było już pełno osób. Parkiet został zajęty w całości. Ludzie ocierali się o siebie. Unosił się zapach wódki, papierosów i potu. Koleżanka widząc blondynkę bez humoru, nalała jej drinka na koszt firmy. Chwilę zastanawiała się czy powinna to wypić, ale myśl o wolności ją przekonała. Przechyliła szklankę, a gorycz wódki tylko na początku ją odrzuciła. 
  -Poproszę cztery razy blue lagoon i pełną butelkę najlepszej whisky jaką tutaj macie - usłyszała mocny męski głos, którzy przekrzykiwał muzykę. 
  Zdziwiła się tak dużym zamówieniem. Osoby, które tu przychodziły nie kupowały całych butelek, więc to musiał być ktoś naprawdę bogaty. Nawet nie spojrzała na osobę, tylko od razu zajęła się drinkami. Wyjęła z lodówki najdroższe whisky zgodnie z prośbą klienta. Gdy podawała jego zamówienie, dostrzegła z kim ma do czynienia. 
  Przy barze siedział w całej swojej słynnej okazałości TEN piłkarz - Cristiano Ronaldo.


~*~ 
Przyznam, że bardzo dokładnie pisałam ten rozdział, bo pomysł nadszedł tak nagle
Jestem dumna z tego co powstało
 

13 lut 2017

Rozdział 4

''Błyszcz jasno jak diament. Znajdź światło w pięknym morzu. Wybieram bycie szczęśliwą. Ty i ja, ty i ja jesteśmy jak diamenty na niebie. Jesteś spadającą gwiazdą, którą widzę, wizją szczęścia. Gdy mnie przytulasz, ożywam. Jesteśmy jak diamenty na niebie. Wiedziałam, że od razu staniemy się jednością, od razu. Od pierwszego spojrzenia poczułam energię promieni słońca. Ujrzałam życie w twych oczach...''
~*~
  Cristiano wziął głęboki wdech przyglądając się swojemu odbiciu. Nie wyglądał tak jak codziennie. Tego wieczoru czekało go coś innego niż mecz. Został nominowany do zdobycia statuetki piłkarza Hiszpanii. Mimo, że wiele razy pojawiał się na czerwonym dywanie wciąż czuł presję. Na boisku ludzie patrzą na jego umiejętności, dryblingi z piłką i strzały. Podczas oficjalnych gali stawał się jak amerykańska gwiazda. Był fotografowany i mnóstwo wytrwałych fanów chciało z nim zdjęcie. Przeniósł wzrok na leżącą nieopodal madrycką gazetę. Już dawno pogodził się z plotkami na swój temat oraz z nienawiścią ludzi. Po raz kolejny przeczytał widniejący na okładce napis.

Cristiano Ronaldo wychodzi nad ranem z klubu w towarzystwie pięknej Hiszpanki

  Nie rozumiał dlaczego takie przyziemne sprawy były dla prasy sensacją. Przecież wszystko było dla ludzi. Życie Portugalczyka to nie tylko sport i treningi. Każdy potrzebował rozrywki, czegoś w rodzaju odskoczni od codziennego życia. Niestety miejsca, w których pojawiał się Ronaldo zawsze były pełne dziennikarzy zupełnie jakby czytali mu w myślach. Nie usłyszał gdy do jego willi weszła matka. To właśnie z nią wybierał się na galę dla sportowców. Prasa prześcigała się w propozycjach partnerek dla piłkarza Realu Madryt, lecz on pozostał wierny najważniejszej kobiecie w swoim życiu. Nie osiągnąłby sukcesu gdyby nie pomoc i wsparcie rodzicielki. Żałował, że jego ojciec nie może ujrzeć tego jak pnie się coraz wyżej w świecie sportu. 
  Można twierdzić, że komuś takiemu jak Cristiano Ronaldo nic do szczęścia nie potrzeba. Miał mnóstwo pieniędzy, które zamieniał na luksusowe samochody, ogromne domy rozrzucone po kilku krajach oraz karierę i status najlepszego piłkarza. Jednak brunet o czekoladowych oczach w sercu od dawna czuł pustkę. Brakowało mu kobiety, którą będzie widywał każdego dnia po powrocie z treningu. Potrzebował kogoś kto pocieszy go po przegranym meczu i będzie celebrował wygrane starcie. Miał dosyć przelotnych romansów, z którymi od dawna miał do czynienia. Portugalczyk chciał zamknąć usta ludziom, którzy twierdzili, że bawi się kobietami. 
  -Jesteś gotowy na błysk fleszy? - po pomieszczeniu rozniósł się przyjemny głos matki. 
  Przytulił się do rodzicielki tak, jak miał w zwyczaju odkąd skończył siedem lat. 
  -Chyba wolałbym grać dzisiaj mecz - jęknął jeszcze raz spoglądając na gazetę.
  Nauczył się, że nie warto zwracać uwagi na słowa zazdrośników. Mimo wszystko miał dość ingerencji w jego życie prywatne i prania brudów na okładkach gazet. Tego punktu sławy wręcz nienawidził. 
  -Przestań przejmować się, że znów widzieli cię z dziewczyną. Jesteś młody, w Realu rozumieją, że potrzebujesz się wyszaleć - kobieta zawsze służyła dobrą radą i mądrymi słowami. Była autorytetem dla Cristiano. 
  -Masz rację. Chodźmy, bo się spóźnimy.
  Kierowca, którego Ronaldo specjalnie wynajął na tą uroczystość podjechał pod czerwony dywan. Piłkarz uśmiechnął się dostrzegając tłumy krzyczących fanów. Ci najwierniejsi pojawiali się tak często, że kilka twarzy zdążył zapamiętać. W końcu gdyby nie jego kibice, nie pojawiłby się na madryckiej gali. Gdy wysiedli z samochodu przyjemny dźwięk wiwatujących głosów dotarł do uszu bruneta. Podszedł do kilku osób i z miejsca zaczął rozdawać autografy. Robił sobie z nimi także zdjęcia, gdy zobaczył, że bardzo o to proszą. Starł łzę z policzka nastolatki, która popłakała się na jego widok. Często nie mógł uwierzyć, że wzbudzał w ludziach takie emocje. Objął w pasie swoja rodzicielkę i wspólnie udali się na tak zwaną ściankę. Fotoreporterzy chętnie robili im zdjęcia. Cristiano już wyobrażał sobie ich dopiski, ponieważ w przeciwieństwie do innych piłkarzy, pojawił się z kimś z rodziny. Uśmiechał się do aparatów chcąc pokazać jak mocno cieszy się z obecności na hiszpańskiej uroczystości. W głębi duszy przeczuwał, że zgarnie główną wygraną, ale swoje domysły zachował dla siebie. Spotkał się nie raz ze stwierdzeniem, że jest samolubnym i narcystycznym mężczyzną. Prawda była taka, że zbyt szybko stracił wzorzec w ojcu, który nie mógł pokazać mu jak to jest. Wiadome było, że matka nie zastąpi mu taty dlatego pewne sprawy wciąż dla dwudziestopięciolatka były nowością.
  Poprawił krawat i wraz z partnerką wszedł do środka madryckiego teatru. Uroczystości sportowe zawsze odbywały się w kulturowych miejscach. Dostrzegł trenera i kilku przełożonych Realu Madryt. Radośnie się z nimi przywitał. Uwielbiał swoje miejsce pracy. Wszyscy byli przyjaźni i traktowali go z szacunkiem. Podszedł do Marcelo - swojego najlepszego przyjaciela. Poznali się kiedy Portugalczyk dołączył do ekipy i na początku nie przepadali za sobą. Mimo tego, że Ronaldo był napastnikiem, a Vieira obrońcą to rywalizowali na boisku. Z czasem, po kolejnych wspólnych treningach i udanych meczach, naprawdę się polubili. Teraz zarówno jeden, jak i drugi nie wyobrażał sobie dnia bez rozmowy na przeróżne tematy. Mówili o tym co dobrego się wydarzyło, ale także wspierali się w trudnych chwilach. Cristiano był przy przyjacielu, gdy jego żona rodziła za zamkniętymi drzwiami. Nie można się dziwić, że wkrótce został ojcem chrzestnym małego Liama.
  -Zmieć konkurencję, Cris - zaśmiał się Brazylijczyk poklepując go po ramieniu.
  -Liczę, że wygrasz w kategorii najlepszy obrońca ligi hiszpańskiej - podsumował Ronaldo zajmując miejsce wyznaczone mu przez organizatorów.
  Galę umilały występy artystów z całego świata. Portugalczyk był ogromnym fanem muzyki, więc te chwile były upojeniem dla jego uszu. W madryckim teatrze tego wieczoru zasiadały najważniejsze osobistości piłki nożnej oraz prawdziwe legendy. Ronaldo nadal nie potrafił uwierzyć, że osiągnął taki sukces. Dawniej możliwość poznania swoich dziecięcych idoli była tylko marzeniem. Teraz to wszystko miał na wyciągnięcie dłoni.
  Przyszedł moment, który zawsze był dla niego najbardziej stresujący. Lektor ogłosił listę nominowanych w kategorii najlepszy napastnik ligi hiszpańskiej. Konkurencja dla Portugalczyka była naprawdę duża. Nie dopuszczał jednak do siebie myśli, że może przegrać. Wierzył w swoje umiejętności i głosy fanów. Dzisiaj miał możliwość udowodnienia anty-kibicom, że ich słowa są tylko bezpodstawnymi opływającymi w nienawiść. 
  -Jestem zaszczycony tym, że mogę ogłosić werdykt - głos czarnoskórego mężczyzny rozniósł się po sali.
  Otworzył kopertę i postawił na mównicę piękną statuetkę w kształcie piłkarskiego buta. Każdy marzył by mieć ich jak najwięcej.
  -Piłkarz, który zwyciężył osiągnął to dzięki swojej ogromnej pracy. Znam go osobiście i uważam, że w pełni na to zasługuje. Statuetkę najlepszego piłkarza Hiszpanii otrzymuje... Cristiano Ronaldo.
  Dopiero po kilku sekundach dotarły do niego słowa. Stres, który mu towarzyszył nareszcie odszedł i mógł uświadomić sobie, że wygrał. Drugi rok z rzędu pokonał swoich konkurentów. Ucieszony pocałował mamę w policzek i ruszył odebrać nagrodę. Towarzyszyły mu gromkie brawa, a nawet wiwat na stojąco jego najlepszego przyjaciela. Łzy pojawiły się w oczach Ronaldo. Dla takich chwil warto żyć. Uścisnął dłoń mężczyźnie oraz prezenterom gali i w końcu mógł wziąć do ręki swoją nagrodę. Teraz cała sala czekała na jego przemówienie.
  -Nie mogę w to jeszcze uwierzyć, naprawdę - spojrzał na swoją matkę, która pomachała do niego chcąc dodać mu otuchy. - Jestem dozgonnie wdzięczny moim fanom, za to, że codziennie motywują mnie do pracy. Chciałbym podziękować wszystkim z osobna, ale to jedyna możliwość by okazać prawdziwą radość z tego, że jesteście. Nie wygrałbym gdyby nie wsparcie Realu Madryt i kolegów z drużyny. Każdy trening i rzecz jasna mecz wciąż jest dla mnie nauką i kształtowaniem umiejętności. Dziękuję rodzinie, w szczególności mamie, która jest dziś ze mną. Z tego miejsca pozdrawiam moje dwie siostry, które bacznie śledzą tą galę przed telewizorami. Prawdę mówiąc chciałem wygrać. Zapewniam jednak, że nie osiądę na laurach, które przyszły wraz z tym złotym butem. Pokażę całemu piłkarskiemu światu, że ogłoszenie mojej osoby jako najlepszego futbolisty w Hiszpanii nie było błędem. Wręcz przeciwnie, postaram się aby za rok, gdy przyjdzie moment głosowania jeszcze więcej ludzi stwierdziło, że zasługuję na wygraną. Jeszcze raz ogromnie wam dziękuję.
  Pocałował swoją nagrodę i krokiem zwycięzcy udał się na miejsce. Trzymał statuetkę jak największy skarb. Ta niewielka pozłacana figurka była atrybutem mistrza w świecie piłki nożnej. Wiedział, że taki moment w karierze należy uczcić. Gdy usiadł przysunął się do Marcelo chcąc mu zakomunikować, że tego wieczoru go potrzebuje.
  -Idziemy na imprezę, stary - odezwał się najciszej jak potrafił. Zdawał sobie sprawę z tego, że na sali było mnóstwo dziennikarzy.
  -Obydwoje jesteśmy zwycięzcami. Bardzo chętnie się czegoś napiję, bo jest co celebrować.
  Mieli tak podobne charaktery, że przyjemność sprawiało im nawet wspólne oglądanie telewizji. Jednak tak bajeczny wieczór, jak ten nie mógł upłynąć jedynie na samej gali. W końcu prasa kochała pisać o wybrykach Cristiano w klubie i dzisiaj zamierzał dać im temat do artykułów. Raz się żyje, a skoro dziennikarze swatali go z modelkami to przeczuwał, że niejedną pozna w vipowskim, madryckim klubie muzycznym.


~*~
Pisałam ten rozdział bez konkretnie rozpisanego pomysłu jak mam w zwyczaju
więc wydaje mi się trochę niemrawy i krótki 
Ale to wy oceniacie
W następnym rozdziale wracamy do Florence