26 sty 2017

Rozdział 3

''Byłem tu już wcześniej, ale zawsze przyparty do ziemi. Spędziłem życie biegnąc i zawsze uciekając. Ale z Tobą czuję coś, co sprawia że chcę zostać. Jestem na to przygotowany. Nigdy nie strzelam by chybić, ale czuję że burza nadchodzi. Jeśli przetrwam kolejny dzień, to nie będzie już sensu uciekać. To jest coś czemu muszę stawić czoła. Jeśli zaryzykuję wszystko... Czy możesz powstrzymać mój upadek? Jak mam żyć? Jak mam oddychać?''
~*~
Madera, kilkanaście lat wcześniej

  Piłka nożna odkąd zaczął chodzić miała dla niego znaczenie. Wiele razy opuszczał lekcje w portugalskiej szkole, tylko po to, aby pograć z kolegami. Tak było i dziś. Nie miał tyle pieniędzy, co jego rówieśnicy, dlatego na spotkania przynosił starą futbolówkę, którą dostał w prezencie od ojca. Śmiali się z jego biedy i wiele razy ubliżali mu widząc w jakim stanie jest dom, w którym mieszkał. Jednak kiedy zaczynali grać, pokazywał im kto jest górą. Perfekcyjnie zagrywał i uczył się dryblingów. Z łatwością omijał kolegów i oddawał na prowizoryczną bramkę wspaniałe strzały. Był cichym i samotnym chłopcem, z którego na boisku wychodziła bestia. Za wszelką cenę chciał udowodnić innym, że jest lepszy. Koledzy podświadomie zdawali sobie sprawę z jego potęgi, lecz nigdy tego nie potwierdzili. Nie usłyszał od rówieśników niczego prócz bluźnierstw na temat jego symulacji na boisku. Mimo to, mały chłopiec nie poddawał się. Żadne słowa nie były w stanie go złamać. Póki robił to, co kochał nic innego się nie liczyło.
  Wiele razy musiał znosić także brak akceptacji wśród rodziny. Jego matka wspierała go, lecz nie pochwalała wygórowanych marzeń, o których chętnie opowiadał. Jedni marzyli o aktorstwie, inni o śpiewaniu. W głowie chłopca od zawsze była piłka. Nocami zamiast spać, wyobrażał sobie jak błyszczy na najlepszych stadionach świata. Wówczas był tym najlepszym, kochanym przez kibiców. Marzenia były w głowie dziecka czymś, czego się trzymał. I nic nie było w stanie mu ich zabrać.
  Nie dało się opisać jego radości, gdy tata zapisał go do piłkarskiej szkółki. W końcu mógł grać na specjalnie przygotowanym boisku i kopać nowe futbolówki. Zapomniał o kolegach, którzy się z niego wyśmiewali. W swoim pierwszym, amatorskim klubie poznał osoby, które trzymały za niego kciuki. Nowi przyjaciele, w przeciwieństwie do starych uwielbiali patrzeć jak bawi się z piłką i dopracowuje swoje umiejętności. Czuł, że był w odpowiednim dla siebie miejscu. Bardzo dokładnie przykładał się do tego, co wykonywali na treningach. Słuchał trenera, a jego zadania wykonywał nawet na własnym podwórku. Chciał imponować władzom klubu i zaprezentować się od najlepszej strony. Kiedy rozpoczął się sezon robił wszystko, by zostać powołany na mecze z innymi juniorskimi klubami. Udało mu się wbić w wyjściową jedenastkę i to był jego osobisty sukces. Jakiś kawałek największego marzenia portugalskiego chłopca został spełniony.
  Jak wiadomo życie lubi płatać figle. Los nie byłby tak znienawidzony, gdyby nie starał się na każdym kroku rzucać kłód pod nogi. Nawet dziesięcioletni chłopak musiał poznać gorszą stronę życia. Był tak mocno zaangażowany w piłkę nożną, że przestał przykładać się do nauki. Na sprawdziany przychodził nienauczony i zawsze tłumaczył się sportem. Nauczyciele cieszyli się z tego, że ma pasję do czasu, aż nie groziło mu powtarzanie klasy. Wówczas dzieci bogatych rodziców śmiały się, że te biedne nie mają warunków do nauki. Ludzie plotkowali, że chłopczyk skończy z miotłą w obskurnym barze. Nie przejmował się opinią innych, w przeciwieństwie do jego matki. Zakazała mu uczęszczania na treningi do czasu, aż nie poprawi swoich ocen. Był zawiedziony postawą rodzicielki i wsparcia szukał u taty. Niestety i tam usłyszał podobne słowa. Dlatego postanowił pokazać wszystkim, że potrafi poprawić oceny, by tylko wrócić do ukochanego sportu. Płakał widząc grających na ulicy dawnych kolegów, bo on musiał się uczyć. Był bystrym chłopcem, ale żaden z przedmiotów nauczanych w szkole nie potrafił wzbudzić w nim pasji i większego zaangażowania. Udało mu się zdać dzięki solidnej pracy i poprawianiu złych ocen. Mógł wrócić do tego co kochał i codziennie, przez całe wakacje, chodził do klubu, by grać.
  -Jesteś bardzo utalentowanym chłopcem - pochwalił go dyrektor szkółki piłkarskiej na indywidualnej rozmowie. Czuł jak rozpiera go radość.
  -Dam z siebie wszystko i jeszcze więcej - odparł, a mężczyzna się zaśmiał. Zawsze tak mawiał, bo ciągle uważał, że nie jest wystarczająco dobry.
  -Jak tak dalej pójdzie to odejdziesz do lepszego klubu.
  -Czuję się tutaj jak w domu - odpowiedział i wyszedł na kolejny trening.
  Nie był świadomy tego, że był obserwowany nie tylko przez trenera. Dyrektor wiele razy przyglądał się ile pracy wkłada w każde wystąpienie w meczach z sąsiednimi klubami. Był Portugalczykiem, któremu naprawdę się chciało. Wszystko robił dokładnie więc wściekał się gdy coś mu się nie udawało. Nienawidził tracić piłki na rzecz przeciwnika. Momentami był brutalny i faulował graczy. Jednak wszyscy przymykali na to oko urzeczeni talentem, który w sobie miał.
~*~ 
  Przyszedł najważniejszy mecz w juniorskim sezonie. Drużyna chłopca miała zmierzyć się z tą najsilniejszą. Przygotowywał się na to spotkanie od kilku dni. Cieszył się, że trener wystawił go w wyjściowej jedenastce. Nie czuł stresu ani presji. Mecz oglądało naprawdę wielu kibiców, jak na wielkość miasta, w którym mieszkał. Wszystko zaczęło się dla niego bajecznie. Pierwsza piłka, chłopak pędził jak wiatr i z łatwością mijał przeciwników. Wbiegł w pole karne i oddał strzał, który zakończył się pięknym golem. Z boiska uradowany machał do rodziny, która bacznie obserwowała jego poczynania. Ostatecznie drużyna dziesięciolatka wygrała, lecz on zapamiętał spotkanie na bardzo długo i to nie z powodu bramki, którą zdobył. Pod koniec meczu łatwo tracił piłki, był roztrojony i zmęczony. Irytowały go niepowodzenia, więc z premedytacją przewrócił przeciwnika. Sędzia młodzieżowego meczu pokazał portugalskiemu chłopcu czerwoną kartkę i zawiesił go na trzy spotkania. Gorszej kary nie mógł dostać. Dla kogoś, kto tak kochał grać w piłkę nożną był to cios prosto w serce. Pragnął by ten dzień skończył się jak najszybciej. W szatni płakał z powodu tego, co go spotkało.
  Lecz pechowy mecz nie był jedyną złą rzeczą. Jego ojciec chorował na raka i od kilku dni był bardzo słaby. Nie mógł pojawić się na meczu syna, a bardzo tego pragnął. Po powrocie do domu smutny chłopiec udał się do swojego ojca i zaczął opowiadać mu to, co się wydarzyło.
  -Przykro mi z powodu kary, którą otrzymałeś - szepnął zmęczonym głosem.
  -Nie wierzę, że mogli mi to zrobić - jęknął zrezygnowany siadając przy łóżku taty. 
  -Wrócisz silniejszy i już nie dasz się sprowokować.
  Widział jak jego ojciec traci siły. Rak zabierał mu kolejne dni życia. Był wychudzony i rzadko podnosił się z łóżka. Syn codziennie siedział przy nim i opowiadał najciekawsze wydarzenia dnia. Mężczyzna mimo tego, że był słaby, z chęcią słuchał co ma mu do powiedzenia. Wiedział, że nie zostało mu wiele dni i ubolewał nad tym, że nie widzi jak jego dziecko gra coraz lepiej. W końcu lekarz poinformował rodzinę, że czas się pożegnać. Starsze siostry chłopczyka płakały przytulając się do ojca. Młody piłkarzyk usiadł na łóżku taty i chciał przeprowadzić z nim ostatnią rozmowę.
  -Obiecuję ci, że kiedyś będziemy mieć mnóstwo pieniędzy, wspaniały dom i najlepsze samochody - mówił z pełnym przekonaniem w głosie.
  -Gdyby to było możliwe...
  -Kocham cię tato. Zajmę się mamą i moimi siostrami.
  Mężczyzna umarł w nocy w obecności żony.
~*~
  Chłopiec nie poddawał się. Z każdym kolejnym rokiem grał coraz lepiej i na Maderze stał się znany. Biły się o niego najlepsze młodzieżowe kluby w Europie. Powoli piął się na szczyt w świecie piłki nożnej. Każdą strzeloną bramkę dedykował zmarłemu ojcu. Bez wątpienia gdyby mężczyzna żył, płakałby ze wzruszenia jakie cudowne dziecko spłodził. 
  Dziś nie było na świecie osoby, która by o nim nie słyszała. Grał w Realu Madryt, strzelał setki goli i zdobywał trofea. Kibice go kochali. Spełnił swoje największe marzenie. Dotrzymał także obietnicy złożonej ojcu. Rzeczywiście miał mnóstwo pieniędzy, wspaniały dom i najlepsze samochody. Niestety nie miał już taty.
  A chłopak, o którym mowa nazywa się Cristiano Ronaldo i jest jednym z najlepszych piłkarzy świata.

~*~
Przyznam, że miałam łzy w oczach pisząc ten rozdział.
Zawsze tak emocjonalnie podchodzę gdy mowa o Ronaldo
Chciałam stworzyć coś na wzór jego prawdziwej historii i myślę, że się udało
Wprowadziłam was tym samym do życia tego Cristiano z opowiadania
Do następnego <3 
Karo
  


 

15 sty 2017

Rozdział 2

''Czuję się taka otępiała, wpatrując się w ścianę prysznica. Zaczęło się, poczucie, że nadszedł koniec. I teraz woda jest zimna. Próbowałam zjeść dzisiaj ale gula w gardle mi przeszkodziła. W tym czasie, straciłam wszelkie poczucie godności. Dzwoniłam sto razy. Jeśli usłyszę twój głos, będzie dobrze. I ja, ja nie mogę odżyć. Chcę,aby ten pokój mnie 'pochłonął', ponieważ nie mogę się powstrzymać przed zastanawianiem się co jeśli miałabym jeszcze jedną noc na pożegnanie? Ale gdy nie jesteś tutaj, aby wyłączyć światło, nie mogę zasnąć. Te cztery ściany i ja...''
~*~ 
Nowy Jork

  Florence od momentu, gdy uwierzyła w lepsze życie postanowiła przygotować się na ucieczkę. Nie mogła podjąć tej decyzji pochopnie, bez głębszych zastanowień. Powszechnie wiadomo, że to co dopracowane, odnosi sukcesy. Kobieta nie chciała, by Noel kiedykolwiek ją znalazł. Dlatego musiała nie tylko uciec z Nowego Jorku, ale i z kraju. Któregoś dnia, pod nieobecność ukochanego przeglądała europejskie miasta. Trudno było wybrać najlepsze z nich. Ostatecznie zdecydowała się na stolicę Hiszpanii. Madryt był miejscem, do którego od zawsze chciała pojechać. Sprawdziła dostępność środków na koncie. I tu pojawiał się pierwszy i największy problem. Samolot ze Stanów Zjednoczonych był bardzo drogi, nie mówiąc już o mieszkaniu w Hiszpanii. Skąd miała wziąć pieniądze na to? Noel swoje oszczędności trzymał w banku, a ona nie była uprawniona by je pobrać. Suma tysiąca dolarów świeciła prosto w oczy blondynki zabierając jej nadzieję. Musiała zdobyć pieniądze, ale nie wiedziała jak. Kolejna kwestia to sama ucieczka. Musiała to zrobić zaraz po wyjściu chłopaka do pracy. Podczas podróży na lotnisko nie mogła zostać rozpoznana przez nikogo. Wiedziała, że w chwili przekroczenia drzwi samolotu odzyska upragnioną wolność. Tworzyła w głowie obrazy podróży i samotnego życia w Madrycie. Wszystko w myślach wyglądało tak pięknie i  to marzenie stało się dla Florence jej konikiem napędowym. Musiało się udać, bo w to wierzyła, czyż nie?
  Patrick znów pojawił się wtedy, gdy potrzebowała z kimś porozmawiać. Duch potrafił dawać lepsze rady niż żywi, mimo swojego młodego wieku. Wiedziała, że i w sprawie ucieczki będzie w stanie poradzić jej jak najlepiej. To musiał być plan doskonały.
  -Przeniosłem się do Madrytu na kilka minut. Wygląda niesamowicie, dobry wybór Flo - odezwał się duch zajmując miejsce obok niej.
  -Musimy rozpracować to tak, żeby mieć spokój raz na zawsze - mruknęła blondynka szykując kartkę papieru.
  Zrobili wielką burzę mózgów. Florence zadzwoniła do telefonii komórkowej w celu przekierowania numeru stacjonarnego na przenośny. Wiedziała, że Noel zadzwoni sprawdzając czy jest w domu. Ona nie mogła czekać. To rozwiązanie dawało jej kilka godzin więcej, podczas których mogła spokojnie wydostać się z kraju. Uśmiechnęła się po miłej rozmowie z konsultantem, który w przeciągu kilku godzin miał wykonać jej prośbę. Z listy można było wykreślić pierwszą rzecz. Temat pieniędzy powracał jednak jak bumerang. Poirytowana całą sytuacją, zaczęła rozglądać się po mieszkaniu. Otwierała szafki, rozsuwała szuflady, a wszystko to w poszukiwaniu drogich i niepotrzebnych jej pamiątek. W końcu do ręki wpadł blondynce stary zegarek od babci i złoty łańcuszek, który dostała na dziesiąte urodziny. Patrzyła na nie trzymając je w otwartej dłoni. Z tymi rzeczami wiązała się jej przeszłość, historia, wspomnienia. Przed oczami od razu pojawił się obraz śmiejącej się babci. Gdyby staruszka tu była, na pewno skarciłaby wnuczkę za taki pomysł. Florence wyobraziła sobie swoje nowe życie, bez kontroli i od razu wiedziała, że warto poświęcić obie pamiątki. Rodzina przecież zawsze powtarzała jej by spełniała swoje marzenia. Teraz największym z nich było spokojne życie, z dala od Noela.
  Schowała zegarek i łańcuszek do torebki. Zamierzała udać się do lombardu jeszcze przed powrotem chłopaka. Liczyła, że w zakładzie dostanie odpowiednią sumę, która pozwoli jej zapłacić za przelot i małe mieszkanie w Madrycie. Wiedziała, że wszystko stanie się łatwiejsze, gdy już będzie daleko od Nowego Jorku. Po śmierci rodziców i zmianie Noela w potwora nic nie trzymało kobiety zarówno w mieście, jak i w kraju. W Europie czekały na nią nowe możliwości, zupełnie inny świat.
  Zdziwiła się gdy dostała w lombardzie pokaźną sumę. Za to z łatwością mogła kupić bilet i na miejscu rozejrzeć się za mieszkaniem do wynajęcia. Najważniejsze punkty planu z pomocą przyjaciela udało jej się wykonać. W kafejce internetowej wykupiła elektronicznie bilet na samolot do Madrytu. Wylatywała następnego dnia w południe. Mniej niż dwadzieścia cztery godziny dzieliły ją od upragnionej zmiany życia. 
~*~
  Nic nie było w stanie pozbawić humoru blondynki. Obudziła się z uśmiechem nie przejmując się wieczorną kłótnią z ukochanym. Ostatni raz Noel Harris mógł na nią krzyczeć, obrażać i szarpać. Kiedy w południe jej samolot wystartuje, na zawsze wymaże mężczyznę ze swojego życia. Zrobiła śniadanie, tak jak codziennie. Znosiła wybrzydzenia ukochanego wiedząc, że po jego wyjściu do pracy, nigdy więcej się nie zobaczą. Żadna sytuacja nie była w stanie pozbawić jej tej ekscytacji. Prasowała koszulę Noela dokładniej niż zwykle. Lecz, gdy zbliżała się godzina, w której miał wyjść do pracy, poczuła się jak tchórz. Uciekała od chłopaka, z którym była już długo tylko dlatego, że się go bała. Powinna odważyć się porozmawiać z nim, tak nakazywało sumienie. Z drugiej jednak strony Florence wiedziała jak zareagowałby Harris, gdyby wypowiedziała słowo rozstanie. Najlepszym rozwiązaniem zarówno dla blondynki, jak i dla Noela była ucieczka. Pocieszanie się i motywujące do działania słowa Patricka nie pozbawiły kobiety uczucia tchórzostwa.
  Pocałowała go delikatnie w usta. On obojętnie to odwzajemnił nieświadomy, że widzą się po raz ostatni. Gdy zatrzasnął za sobą drzwi, z jej oczu poleciało kilka łez. Przecież mimo to jakim potworem był, kochała go. Kiedyś zachowywali się jak para zabójczo zadurzonych w sobie nastolatków. Nie widzieli poza sobą świata. Dlatego Brown tak emocjonalnie zareagowała na ich pożegnanie. Po chwili do niewielkiej walizki zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Kilka bluzek, spodni i sukienek, do tego bluzy, buty i swetry. Kosmetyków nie posiadała za wiele, a jej bagaż nie pozwalał na to by zabierała rzeczy, które nie były tymi najważniejszymi. Pieniądze i paszport głęboko schowała do torebki. Na głowę założyła kaptur, a na twarz ciemne okulary. Nie mogła dopuścić przecież do tego, by ktoś ją poznał. Rozejrzała się po pokojach czując, że zostawia w nich cząstkę siebie. W tej sypialni potrafili być przecież szczęśliwi. Teraz mogła pożegnać się raz na zawsze ze spaniem w wannie. Położyła klucze na stole. Nie fatygowała się, by zostawić dla swojego chłopaka list. Jego zachowanie powinno uświadomić mu, dlaczego uciekła.
  Taksówka, którą zamówiła kilka minut wcześniej już na nią czekała. Florence przemknęła przez klatkę niezauważona przez żadnego z sąsiadów. Ostatni raz spojrzała na blok, w którym mieszkała przez kilka lat, a potem wsiadła. Patrick pojawił się na miejscu obok, cały czas wspierając przyjaciółkę. Telefon kobiety rozbrzmiał kilka minut później. Znów Noel ją kontrolował. Była wdzięczna za połączenie jej komórki z telefonem stacjonarnym. Wzięła głęboki oddech szykując się na przesłuchanie.
  -Co robisz? - zapytał krótko, zupełnie bez wyrazu.
  -Czytam książkę - tylko ten pomysł wpadł jej do głowy.
  -Dzisiaj będę później - rzucił, po czym się rozłączył.
  Rozmowa trwała bardzo krótko, ale niczym nie różniła się od tych codziennych. Florence odetchnęła ciesząc się. Noel nie podejrzewał, że za chwilę będzie na nowojorskim lotnisku. Wszystko szło według jej planu. Już wkrótce cały stres z niej zejdzie. 
  Na lotnisku cała odprawa przeszła szybko i bezproblemowo. Gdy dostała do ręki swój bilet uświadomiła sobie, że już tak niewiele brakuje do pożegnania się z dawnym życiem. Za bramkami obserwowała ogromny natłok ludzi. Wszyscy pędzili zdezorientowani, a dzieci radośnie biegały wokół swoich rodziców. Miejsce takie jak to pełne było ludzi innych kultur. Elektryczna tablica przylotów i odlotów pokazywała rejony z całego świata. W końcu lot do Madrytu został ogłoszony.
  Florence Brown zapięła pas zgodnie z poleceniem pilota. Spoglądała przez okno nie na płytę startową, a na rozciągające się miasto. W Nowym Jorku spędziła całe życie, a teraz ruszała w nieznane. Lecz gdy samolot wzniósł się w niebo, nie pożałowała swojej decyzji. Nowy rozdział właśnie się rozpoczynał.
~*~
Powracam z kolejnym rozdziałem.
Krótszy, bo to już pożegnanie z Nowym Jorkiem
Do następnego