27 gru 2016

Rozdział 1

Bardzo ważne jest aby włączyć piosenkę przed czytaniem rozdziału. To pomaga wczuć się w jego klimat :)
''Wolisz pozostawić mnie złamanego niż dziurę w moim pustym sercu. Lepsi byliśmy niewypowiedzeni, wówczas milion mil od siebie. To jest tortura tutaj, w przestrzeni pomiędzy tym jak kochasz, a jak opuszczasz mnie. Ty mówisz, że tu nie ma o co walczyć. Bo tych uczuć jest jakby za dużo. Twoje serce jest zbyt przerażone by chcieć więcej bólu, którego będziesz musiał dotykać. Wygrywasz jedynie jeśli się nie poddajesz. Bo miłość to wojna, a wojna to miłość...'' 
~*~
Nowy Jork, kilka lat temu

  Młoda kobieta po raz kolejny ze łzami na policzkach zamknęła się w łazience. Dodatkowo drzwi zaryglowała nieprzypadkowo stojącym w pomieszczeniu krzesłem. Zawsze służyło jej jako dodatkowy zamek. Wówczas miała pewność, że on nie wejdzie. Bez niego mogła spokojnie zająć miejsce na brzegu wanny i po prostu popłakać. Robiła to od dawna, bo była zbyt słaba, żeby przeciwstawić się swojemu ukochanemu. Kolejnego wieczoru zastanawiała się dlaczego do tego doszło. Jak wraz z Noelem mogli pozwolić by ich związek stał się takim koszmarem? W ciszy poczekała aż mężczyzna zajmie miejsce na kanapie w salonie i wyciągnie butelkę wódki. On szukał rozwiązania problemów we wszelakich trunkach. Ona natomiast każdego dnia myślała nad ucieczką. Nic właściwie nie trzymało Florence w Nowym Jorku. Jej rodzice zmarli a przez toksyczną miłość żadna przyjaźń nie przetrwała. Wiedziała jednak, że z odejściem łączy się pełno komplikacji. Noel był porywczy nawet bez alkoholu. Gdyby go zostawiła, stanąłby na głowie by ją odnaleźć. Nie mogła sobie nawet wyobrazić jaki byłby wściekły gdyby udało mu się gdzieś ją złapać. 
  Z tylnej kieszeni spodni wyciągnęła paczkę papierosów. Odpaliła jednego z nich by się uspokoić. Prawą ręką otarła łzy z policzków. Przyglądała się wannie, w której jeszcze kiedyś, kompletnie w sobie zakochani, kąpali się razem. Zaraz za tym miłym wspomnieniem pojawiało się to złe. Podczas jednej z błahych awantur zdenerwowany Noel popchnął ją tak mocno, że do niej wpadła po drodze uderzając głową w armaturę. Zaciągając się nikotyną jej wzrok powędrował na rozbite od miesiąca lustro, w które mężczyzna rzucił butelką wódki. Każde miejsce zarówno w łazience jak i w całym mieszkaniu było nasączone albo jej krwią albo płaczem. Ukochany potrafił niszczyć i wyżywać się na wszystkim co wpadło w jego ręce. Dokończyła papierosa i zgasiła go wyrzucając do sedesu. Z szafki pod umywalką wyjęła poduszkę i niewielki kocyk. Nie pierwszy raz postanowiła spać w wannie. Dawno temu przygotowała się na takie sytuacje. Wolała unikać konfrontacji z zalanym w trupa chłopakiem i przeczekać całą noc bezpiecznie zamknięta w łazience. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że to nie jest żadne wyjście. Powinna przecież opuścić pomieszczenie i przeciwstawić się Noelowi. Łatwiej było mówić niż zrobić. Nikt nie chciałby mieć styczności ze wściekłym Harrisem. 
  Ułożyła się najwygodniej jak tylko się dało. Zakryła swoje ciało niewielkim kocykiem. Wpatrywała się w sufit próbując przywołać tylko te dobre wspomnienia. Kiedyś każdą wolną chwilę spędzała z chłopakiem na przemian w łóżku i na kanapie oglądając filmy. Zawsze potrafili się dogadać, bo obydwoje się starali. Nie było tak, że Florence walczyła a Noel odpuszczał. Byli równie mocno zaangażowani w sukces swojego związku. Na każdym kroku pokazywali znajomym jak bardzo się kochają. A Noel nie zawsze był takim potworem. Dawniej chętnie kupował swojej ukochanej kwiaty i czekoladki. Był romantykiem i śpiewał jej piosenki o miłości. Teraz te chwile były tylko wspomnieniami. Nie miała obok żywej duszy, która pomogłaby Florence poradzić sobie z tą sytuacją.
  Prócz wymiany ostrych słów z Noelem, blondynka rozmawiała z duchami. Nie zdążyła dowiedzieć się po kim odziedziczyła ten dar. Kiedyś nie dopuszczała do siebie przeznaczenia. Wyłączała swój umysł, by dusze zniknęły z jej głowy i sprzed oczu. Gdy dorosła doszła do wniosku, że zagubionym zmarłym może pomóc. Duchy zwracały się do kobiety prosząc o kontakt z ich rodzinami. Nie raz Florence rozwiązywała także sprawy tajemniczych morderstw. Rozmowy z duchami bywały różne. Czasem były one pokojowe nastawione do niej, a czasem wręcz przeciwnie. Mimo wszystko ten dar stał się najlepszym podarunkiem od losu.
  -Wiele razy już ci powtarzałem odejdź od niego, a ty ciągle swoje - zabrzmiał mocny męski głos.
  Florence od razu domyśliła się, że to Patrick. On także był duchem ale tym wyjątkowym. Zżyli się ze sobą na tyle mocno, że mężczyzna postanowił pozostać na ziemi jako jej mały anioł stróż. Pojawiał się zawsze gdy kobieta potrzebowała pomocy i wsparcia. Nazywała go swoim niewidzialnym dla innych przyjacielem. Nikt, nawet Noel nie miał o tym pojęcia.
  -A ja wiele razy powtarzałam ci, że to nie jest takie proste. Wyobraź sobie w jaki szał wpadłby gdyby udało mu się gdzieś mnie odnaleźć, spotkać - burknęła znudzonym głosem. Zmęczenie psychiczne i fizyczne dawało jej w kość.
  Patrick przysiadł na skraju wanny ze smutkiem przyglądając się swojej żywej przyjaciółce. Niewiele mógł zrobić jako duch, ale zawsze dawał z siebie wszystko. Bolał go widok cierpiącej blondynki.
  -Więc zamierzasz być z nim do końca życia, bo się boisz? - zadał mądre pytanie. Właściwie rozgryzł pannę Brown. Ona wiedziała, że duch ma rację.
  -Odejdę od niego kiedy będę pewna, że nie zechce mnie szukać. Dobranoc Pat - powiedziała cicho i przewróciła się na prawy bok.
  Czuła jak przyjaciel okrywa ją szczelniej kocem a już po chwili chłodny wiatr w pomieszczeniu zakomunikował, że została całkiem sama. Szybko zasnęła ocierając jeszcze wcześniej kilka łez.
~*~
  Obudziła się dość wcześnie czując w kręgosłupie ogromny ból. Jej ciało nadal nie przyzwyczaiło się do częstego sypiania w łazience. Przeciągnęła się chcąc rozprostować wszystkie kości. Nie wiedziała, która jest godzina. Jej telefon spoczywał zapewne w salonie, a poprzedniego wieczoru nie miała czasu zabrać ze sobą potrzebnych rzeczy. Nasłuchiwała przy drzwiach czy Noel śpi. W całym mieszkaniu panowała grobowa cisza. Tylko hałasy za oknem ją zakłócały. Być może jej chłopak wyszedł do pracy. Szczerze to miała taką nadzieję. Kiedy wychodził mogła posprzątać bałagan jaki wyrządził oraz spokojnie zebrać myśli przy ulubionej muzyce. Nie pracowała, bo Harris wiele razy robił o to awantury. Zarzucał jej, że dba tylko o karierę więc dała sobie spokój. To on utrzymywał ją i całe mieszkanie. Była od niego zależna finansowo i to był jeden z powodów, dla którego nie mogła uciec. 
  Po głębszym zastanowieniu opuściła łazienkę. Bardzo powoli zmierzała do sypialni, w której nie było Noela. Zegarek wskazywał dziewiątą rano więc mężczyzna musiał być w pracy. W kuchni zabrała się za przygotowywanie jakiegoś pożywnego śniadania. Od kilku dni jadła mało i nieregularnie. Smażąc warzywa na patelce odpaliła papierosa. Rozkoszowała się ciszą i spokojem od wiecznych awantur. Nie wchodziła do salonu wiedząc, że natknie się tam na stertę butelek i niezły bałagan. Gdyby tylko potrafiła przeciwstawić się wściekłemu Noelowi to kazałaby mu pić gdzieś poza ich mieszkaniem.
  Mimo to postanowiła posprzątać pozostałości po samotnej libacji alkoholowej swojego chłopaka. Obawiała się, że odnajdzie coś gorszego. Nie zniosłaby narkotyków w domu. Po wyrzuceniu wszystkich butelek usiadła spokojnie na kanapie. Nudziło jej się bez pracy. Kochała modeling. Miała wręcz idealne proporcje do tego zawodu. Gdyby nie Noel mogłaby coś osiągnąć. Podróżowałaby po świecie poznając przy tym największe osobistości świata mody. Musiała zrezygnować ze swoich marzeń i z każdym dniem coraz bardziej tego żałowała. Zajmowanie się domem nie leżało w naturze blondynki. Potrzebowała wolności i swobody, była jak ptak. Niestety toksyczna miłość podcinała jej skrzydła właściwie w każdej sytuacji. Bez pracy czuła się niepotrzebna i cholernie niespełniona.
  Gdy próbowała zasnąć dzwoniąca komórka zerwała ją na nogi. Wiedziała, że to Harris kontroluje czy jest w mieszkaniu. Mężczyźnie nie podobało się wychodzenie z domu. Chciał więzić Florence by w pełni mieć nad nią władzę. Musiała odebrać mimo to, że nie miała ochoty słyszeć jego głosu.
  -Wstałaś, księżniczko? - kiedyś uwielbiała gdy tak mówił, lecz teraz to słodkie słowo nie robiło na niej żadnego wrażenia.
  -Jestem w domu jeżeli o to chcesz zapytać - rzuciła sucho z irytacją w głosie.
  Gdy Noel był trzeźwy to pozwalała sobie na zachowania typowej kobiety. Nie postąpiłaby tak jednak gdy był pod wpływem alkoholu.
  -Po kolejnej nocy w łazience powinnaś się przewietrzyć - nie wierzyła, że jest w stanie się o nią troszczyć.
  -Zrobię zakupy na obiad - powiedziała i prędko się rozłączyła.
  Wiedziała, że będzie żałować. Noel na pewno zechce wypomnieć jej to co zrobiła. Była piękna pogoda i zamierzała to wykorzystać. Zebrała do torebki najpotrzebniejsze rzeczy i wyszła.
~*~
  Dzień samotności skończył się równie szybko jak się zaczął. Niedługo po jej powrocie przyszedł także mężczyzna. Opowiadał o dniu w pracy, a Florence przygotowując posiłek udawała, że słucha. W rzeczywistości nie obchodziło ją co dzieje się w firmie. Zazdrościła ludziom, którzy normalnie chodzili do pracy. Wystarczyłaby jej nawet praca sekretarki. Byleby wyrwać się z tego mieszkania. Póki Noel tak często pił i stał się zupełnie kimś innym, nie mogła na to liczyć.
  Poczuła na karku zimny wiatr, który wskazywał obecność ducha. Blondynka była wykończona po źle przespanej nocy. Uśmiechnęła się delikatnie gdy ujrzała Patricka. W takim stanie nie potrafiłaby pomóc żadnej duszy. Jej martwy przyjaciel wiele razy dokuczał Noelowi. Tłukł jego butelki z wódką i chował cenne przedmioty. Te niewielkie wybryki poprawiały humor kobiety wiele razy. Jej ukochany, ani żadna żywa istota nie był świadomy tego, że posiada dar. Nie raz utwierdziła się w przekonaniu, że nie jest warty by o tym wiedzieć. Kochała go, nawet w obecnej sytuacji ale bała się. Ludzie uznaliby ją za kretynkę, a nawet gorzej za dziwadło. W szkole nie chciała być obiektem kpin i obelg, i tak już zostało. Zachowała ten największy sekret dla siebie bo właściwie nikomu w pełni nie mogła zaufać. Zżyła się z duchami, które automatycznie dowiadywały się o jej istnieniu.
  Kiedy była małą dziewczynką obiecała sobie, że poinformuje męża o kontaktach ze zmarłymi. Jeszcze kiedyś sądziła, że to Noel będzie tym jedynym. Teraz musiała żyć w toksycznym związku. Gdyby wszystko było prostsze to wyjechałaby już po pierwszych kłótniach. Od roku jednak głęboko w podświadomości zastanawiała się dokąd uciec. Musiałaby opuścić miasto, a najlepiej całe Stany Zjednoczone. Jej cichym marzeniem było zwiedzenie Europy. Tam miałaby upragnioną wolność i możliwość rozwijania kariery.
  -Daj mi to jedzenie - warknął poddenerwowany mężczyzna wyrywając blondynkę ze strefy marzeń.
  Wykonała jego polecenie i wyszła z kuchni. Pragnęła być jak najdalej Noela by nie wytworzyła się nowa kłótnia.
  -Chciałabym pojechać do Madrytu - szepnęła cicho do Patricka.
  Wówczas nie wiedziała, że marzenia są po to aby je spełniać. Z pomocą przyjaciela miała wkrótce wyjść na prostą, ale nie była jeszcze tego świadoma.


~*~
Początek wyszedł dobry a koniec już taki słaby, na siłę. Chciałam w miarę wprowadzić do fabuły
Z czasem wszystko się rozkręci. Za ewentualnie błędy przepraszam.  Jeżeli są jakieś niejasności to też przepraszam.
Do następnego

23 gru 2016

Prolog

  Śnię. Śnię i widzę swój rodzinny dom. Wszystko wygląda tak jak dawniej. Pięknie przystrojona choinka i stół gotowy na zbliżającą się wigilijną kolację. Uśmiecham się na te wszystkie wspomnienia. Przeżyłam w tym miejscu najlepsze lata życia. Niestety w śnie mogę patrzeć tylko na pustkę w każdym pomieszczeniu. Nawet coś tak pięknego musi przypominać mi o tym, że rodzice nie żyją. Nie płaczę, bo doskonale wiem, że zaznali spokoju. Chodzę po pokojach odtwarzając wspomnienia. Aż nagle wszystko staje się czarne.
  Widzę przed sobą największy błąd życia. Mężczyzna patrzy na mnie z nienawiścią. Wiem, że zacznie krzyczeć i rzucać pamiątkami po rodzicach. Chodzi wokół mnie jak bestia a ja po prostu stoję. Próbuję chociaż na chwilę wyłączyć te cholerne uczucia. Chciałabym nie przejmować się tym, co wykrzykuje. Jest potworem a ja muszę się uwolnić. Nie myśleć o tym, zapomnieć i być pewna, że to tylko sen. Pojawia się jeden z nich.
  Kolejny duch, który oczekuje pomocy. Spogląda oczami pełnymi bólu. Jego widok łapie mnie za serce. Naprawdę chcę mu pomóc, ale coś mnie blokuje. Być może to miejsce, w którym się znajdujemy. Może to obecność mężczyzny. Widzę jak duch prosi i gestykuluje. A ja zamykam oczy i wyciszam się. Wtedy on zadaje pierwszy cios a zmarły znika. Upadam na podłogę a ten cholerny koszmar powraca.
  Budzę się z krzykiem rozglądając się dokoła. Jest poranek, słońce dopiero wschodzi. Oddycham głęboko ale niespokojnie. Dopiero po chwili dociera do mnie, że to tylko koszmar. Uwolniłam się od przeszłości. Zaczynam żyć na nowo. Z dala od bolesnych wspomnień.