''Ty i ja, ślubowaliśmy sobie na lepsze i na gorsze. Nie mogę uwierzyć, że mnie zawiodłeś ale dowodem jest to jak to boli. Całymi miesiącami wątpiłem zaprzeczając każdą łzę. Chciałbym, żeby to wszystko się skończyło ale wiem, że nadal Cię potrzebuję. Mówisz, że jestem szalony bo wątpisz w to, że wiem co zrobiłeś ale kiedy mówisz do mnie "kochanie" wiem, że nie jestem tym jedynym. Byłeś tak bardzo niedostępny. Teraz niestety wiem dlaczego. Twoje serce jest nieosiągalne. Mimo, że Bóg mi świadkiem, Ty zatrzymałeś moje...''
~*~
Florence Brown nie sądziła, że beztroskie życie, które sobie zaplanowała tak szybko zostanie zniszczone przez przeszłość. Uciekła od swojego oprawcy, dawnej miłości, która przysparzała wielu cierpień tylko po to by dowiedzieć się, że były kochanek nie odpuści. Teoretycznie była bezpieczna. Noel nie wiedział gdzie jej szukać. Nigdy nie wspominała, że pragnie odwiedzić Hiszpanię. Chłopak odkąd zaczął pić przestał traktować blondynkę jak równą sobie, a wręcz był przekonany, że jest nieudacznikiem. Każdorazowo, po spożyciu większej ilości alkoholu obrażał ją, mówił, że nigdy go nie zostawi, bo nawet nie potrafiłaby sobie poradzić sama. I tu się mylił. Tak naprawdę nie pokazywała mu, że jest silna, nie powiedziała, że na co dzień pomaga duchom. Pozwoliła by miał o niej złe zdanie, ale dzięki temu nawet nie podejrzewał, że Florence chce uciec.
Minęło kilka dni odkąd Patrick wrócił z informacją o wszczętych poszukiwaniach. Dziewczyna unikała jednak rozmów na ten temat. Nie chciała zawracać sobie głowy wspomnieniami kiedy wciąż nie rozwiązała sprawy z tajemniczym duchem. Zastanawiała się dlaczego od kilku dni milczał. Była przyzwyczajona do tego, że zmarłym śpieszy się na drugą stronę. Świat nie był dostosowany do tego by mieszkały na nim duchy. Sama nie potrafiła skontaktować się z mężczyzną. Ukrywał się tak dobrze, że nawet Patrick nie mógł go odnaleźć.
Uśmiechnęła się do Chanel, koleżanki z pracy przebierając się w firmową koszulkę. Z dnia na dzień coraz gorzej znosiła widok pijanych ludzi. Nie mogła uwierzyć, że niektórzy przychodzili, upijali się i wydawali całe wypłaty by na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Gdyby znali jej sekret, stwierdziliby, że ich problemy są bezpodstawne.
Znów rozbolała ją głowa ale nienaturalne uczucie spowodowało przypuszczenie o pojawieniu się zmarłego. Stojąc za barem nie mogła go jednak dostrzec. Bawił się z Florence. Czegoś chciał a jednak ukrywał to pragnienie.
Nieprzyjemne uczucie ustało gdy wyczuła obok obecność Patricka. Spojrzała na niego z wyrzutem. Nie chciała by zjawiał się w pracy. Pragnęła być postrzegana jako normalna barmanka, a nie jako wariatka mówiąca do siebie. Duch w odpowiedzi zrzucił z blatu trzy kieliszki. Jęknęła pod nosem widząc bałagan, który narobił. Patrick był wrażliwą osobą zarówno za życia, jak i po śmierci. Florence długo musiała oswajać się z charakterem przyjaciela. Wystarczyło jedno niewłaściwe słowo, spojrzenie, by urazić jego dumę. Ale tym razem nie ona była winna.
-Może ci pomóc? - usłyszała z góry, gdy szufelką zmiatała resztki szkła.
-Myślę, że sobie poradzę - rzuciła oschle choć wcale nie zamierzała.
Była po prostu zirytowana zachowaniem przyjaciela.
Wstała i dopiero wtedy zobaczyła przed sobą mężczyznę, o którym myślała przez ostatni czas. Znów wyglądał nienagannie. Koszulka, którą miała na sobie idealnie opinała mięśnie. Hiszpańska opalenizna dodawała brunetowi uroku. Ubrał się zwyczajnie, ale na kimś tak olśniewającym wszystko wyglądało jak uszyte dla greckiego boga.
-Poirytowana?
Nie był rozczarowanym klientem, a z nią flirtował. Uśmiechnęła się na tą myśl. Już zapomniała jak to jest.
-Patrzenie na upijających się do nieprzytomności ludzi, a potem sprzątanie po nich rozbitych kieliszków nie należy do marzeń, nie sądzisz?
Teraz to on się uśmiechnął. Mimo, że rozmowa trwała kilka minut, dobrze czuła się w jego towarzystwie.
-Zawsze możesz pracować dla mnie - powiedział pewnie zbijając blondynkę z tropu.
-Nie jestem pewna czy nadaję się na asystentkę sławnego piłkarza - odezwała się po kilkusekundowym namyśle.
Spoglądał na Florence przymrużonymi oczami. Cała przyjemna atmosfera gdzieś wyparowała. Blondynka pomyślała, że być może uraziła piłkarza i już miała wydukać nędzne przeprosiny gdy on odezwał się pierwszy.
-Rozumiem więc, że każda praca uwłacza twoim talentom. Co więc chciałabyś robić?
Dowiedzieć się czego chce ode mnie zmarły, pomóc mu wyjaśnić niedokończone sprawy, a potem oczekiwać na kolejnego ducha - pomyślała.
Gdyby rzuciła takim sformułowaniem na głos zapewne uznałby ją za wariatkę i ze śmiechem odszedłby do swojej loży.
-Chciałabym robić coś co szybko mi się nie znudzi - poniekąd była to prawda. Widzenie duchów zawsze przynosiło coś nowego.
-Zapewniam cię więc, że w moim świecie byś się nie nudziła - powiedział kładąc na blacie śnieżnobiałą wizytówkę - Tutaj jest mój numer i adres gdybyś zmieniła zdanie.
Już miała odpowiedzieć, gdy wprost za plecami gwiazdy Realu Madryt ujrzała nieposkromionego ducha, Szczerzył się ukazując to co pozostało mu z zębów. W mig przeniósł Florence do kolejnego miejsca. Już nie widziała przystojnego mężczyzny, zniknął też rozhulany na parkiecie tłum. Wszystko było czarne. Zastanawiała się gdzie zabrał ją zmarły ale tajemnicze pomieszczenie z każdą sekundą zmniejszało się. Zupełnie tak jakby ściany miały zgnieść Florence.
-O co ci chodzi? Czego potrzebujesz? Daj sobie pomóc! - krzyknęła usiłując rękami zatrzymać ciemne ściany.
-Życie nie jest tak proste jak wydaje się wszystkim na ziemi. To tylko iluzja. Trzeba bardzo uważać na to, co robi się będąc żywym, bo najgorsze konsekwencje czekają nas gdy będzie za późno by cokolwiek naprawić.
Nie rozumiała jego słów ale wywnioskowała, że potrzebował pomocy. Nie był samowystarczalnym duchem. Każdy, który zjawiał się przed oczami Brown nie mógł zaznać spokoju właśnie za czyny dokonane za życia. Lecz co takiego zrobił ten zmarły? Zabił kogoś, zgwałcił, pobił? A może zrobił to wszystko, dodatkowo w bestialski sposób? Czy ktoś taki zasługiwał na pomoc?
Nim zdążyła poprosić go o głębsze wyjaśnienia ściany czarnego pokoju uciskały jej ciało. Jeśli nieznajomy nie przerwie tej wizji, Florence zostanie zmiażdżona. Nie stanie się to w rzeczywistości, jednak wszyscy zgromadzeni w nocnym klubie usłyszą jej krzyk i zobaczą jak usiłuje wydostać się z pułapki.
Ocknęła się kilkanaście sekund później. Znów była w barze ale jak przez mgłę widziała to co się dzieje. Była wykończona. Nie słyszała co mówi do niej Ronaldo ani stojąca za ladą Chanel. Runęła wprost w ramiona bruneta nim cokolwiek wypowiedziała.
Spoglądał na Florence przymrużonymi oczami. Cała przyjemna atmosfera gdzieś wyparowała. Blondynka pomyślała, że być może uraziła piłkarza i już miała wydukać nędzne przeprosiny gdy on odezwał się pierwszy.
-Rozumiem więc, że każda praca uwłacza twoim talentom. Co więc chciałabyś robić?
Dowiedzieć się czego chce ode mnie zmarły, pomóc mu wyjaśnić niedokończone sprawy, a potem oczekiwać na kolejnego ducha - pomyślała.
Gdyby rzuciła takim sformułowaniem na głos zapewne uznałby ją za wariatkę i ze śmiechem odszedłby do swojej loży.
-Chciałabym robić coś co szybko mi się nie znudzi - poniekąd była to prawda. Widzenie duchów zawsze przynosiło coś nowego.
-Zapewniam cię więc, że w moim świecie byś się nie nudziła - powiedział kładąc na blacie śnieżnobiałą wizytówkę - Tutaj jest mój numer i adres gdybyś zmieniła zdanie.
Już miała odpowiedzieć, gdy wprost za plecami gwiazdy Realu Madryt ujrzała nieposkromionego ducha, Szczerzył się ukazując to co pozostało mu z zębów. W mig przeniósł Florence do kolejnego miejsca. Już nie widziała przystojnego mężczyzny, zniknął też rozhulany na parkiecie tłum. Wszystko było czarne. Zastanawiała się gdzie zabrał ją zmarły ale tajemnicze pomieszczenie z każdą sekundą zmniejszało się. Zupełnie tak jakby ściany miały zgnieść Florence.
-O co ci chodzi? Czego potrzebujesz? Daj sobie pomóc! - krzyknęła usiłując rękami zatrzymać ciemne ściany.
-Życie nie jest tak proste jak wydaje się wszystkim na ziemi. To tylko iluzja. Trzeba bardzo uważać na to, co robi się będąc żywym, bo najgorsze konsekwencje czekają nas gdy będzie za późno by cokolwiek naprawić.
Nie rozumiała jego słów ale wywnioskowała, że potrzebował pomocy. Nie był samowystarczalnym duchem. Każdy, który zjawiał się przed oczami Brown nie mógł zaznać spokoju właśnie za czyny dokonane za życia. Lecz co takiego zrobił ten zmarły? Zabił kogoś, zgwałcił, pobił? A może zrobił to wszystko, dodatkowo w bestialski sposób? Czy ktoś taki zasługiwał na pomoc?
Nim zdążyła poprosić go o głębsze wyjaśnienia ściany czarnego pokoju uciskały jej ciało. Jeśli nieznajomy nie przerwie tej wizji, Florence zostanie zmiażdżona. Nie stanie się to w rzeczywistości, jednak wszyscy zgromadzeni w nocnym klubie usłyszą jej krzyk i zobaczą jak usiłuje wydostać się z pułapki.
Ocknęła się kilkanaście sekund później. Znów była w barze ale jak przez mgłę widziała to co się dzieje. Była wykończona. Nie słyszała co mówi do niej Ronaldo ani stojąca za ladą Chanel. Runęła wprost w ramiona bruneta nim cokolwiek wypowiedziała.
~*~
Florence nieśmiało otworzyła oczy czując ciepło promieni słonecznych. Pierwszy raz od kilku dni tak dobrze jej się spało. Nie przeszkadzał jej żaden zmarły, Patrick osunął się w kąt i nie dręczyły ją koszmary o powrocie do Noela. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie znajduje się w swoim łóżku. Ogromne okno balkonowe, które widziała przed sobą nie było tym, które miała w sypialni. Rozejrzała się na boki. Pomieszczenie mimo tego, że nie było bogato urządzone miało swój klimat dzięki nowoczesnym obrazom wiszącym na ścianach. Było sterylnie białe i gdyby nie wspomniane wcześniej dodatki można byłoby dojść do wniosku, że to sala szpitalna.
-Wyspałaś się? - usłyszała w kącie pokoju głos mężczyzny.
Przestraszona owinęła swoje ciało szczelnie kołdrą i usiadła. Mrużąc oczy ujrzała niedaleko wyjścia na balkon fotel, na którym siedział piłkarz. Ubrany był jak zwykle nienagannie, włosy miał jeszcze mokre co tylko dodawało mu świeżości.
-Co ja tutaj robię? - zapytała nieśmiało. Nie była pewna, czy chce znać odpowiedź. Niewiele pamiętała z ostatniej nocy. Przez wizję ducha nadal bolała ją głowa mimo, że minęło wiele godzin.
-Zemdlałaś w pracy prosto w moje ramiona. W innych okolicznościach uznałbym, że to na mój widok ale ty padłaś jak porażona - zaśmiał się przeczesując ręką włosy. - Twoja koleżanka chciała wezwać karetkę ale ty wydukałaś bym cię stamtąd zabrał. Tak więc oto jesteś w moim domu, w mojej sypialni, w moim łóżku, przykryta moją kołdrą - dodał.
-Niech zgadnę, mam na sobie również twój t-shirt?
Nim odpowiedział zajrzała pod kołdrę. Nie myliła się. Na myśl o tym, że ją położył, a wcześniej rozebrał i odział w swoją koszulkę poczuła jak robi jej się gorąco. Z jednej strony dlatego, że miała do czynienia z niezwykle przystojnym mężczyzną, z drugiej obleciał ją strach, że być może ujrzał jej magiczne znamię. Nie chciała by ta znajomość zaczęła się od opowieści o darze.
-Mimo tego, że byłem pijany powstrzymałem się od oglądania ciebie w bieliźnie. Nie mdlej jednak więcej razy, a przede wszystkim nie mów bym cię zabrał, bo następnym razem zapewne się nie pohamuję - wstał z fotela i wyszedł na ogromny balkon.
Florence nie wiedząc co ze sobą zrobić ruszyła za Cristiano. Dopiero będąc na świeżym powietrzu dostrzegła, że nie znajdują się w Madrycie. Nie słyszała szumu miasta, nie widziała nawet żadnego domu. Na zewnątrz było cicho jakby przyroda dopiero budziła się do życia. W dole ujrzała ogromny ogród z idealnie skoszoną trawą, a także pokaźnyh rozmiarów basen, którego przejrzysta woda zachęcała do wykąpania się. Luksus - pomyślała nim stanęła obok mężczyzny. Z kieszeni szortów, które na szybko na siebie wciągnęła jeszcze w sypialni wyjęła paczkę papierosów. Potrzebowała zapalić nim on zacznie zadawać niewygodne pytania.
-Taka piękna a jednak na tyle głupia by truć swój organizm.
Spojrzała na niego zaskoczona.
-Dziwne, że uwagę zwraca mi ktoś, kto w barze nie kupuje drinka tylko od razu całą butelkę - odgryzła się.
Zaśmiał się, więc i ona to zrobiła. Dobrze czuła się w jego towarzystwie.
-Ja po prostu oszczędzam sobie niepotrzebnego chodzenia.
-Cóż, wystarczy, że rzucisz polecenie, a każda twoja fanka w klubie z przyjemnością pogna po niejednego drinka.
Może to, co mówiła nie było miłe, ale właśnie takie miała wyobrażenie o życiu bogatego piłkarza. Ktoś taki mógł posiadać wszystko. Domy, samochody, samoloty i kobiety spełniające każde zachcianki. Nie potrzebowała znać żadnej gwiazdy osobiście by znać prawdę. Mieszkając jeszcze w Nowym Jorku pomogła zmarłemu muzykowi dzięki czemu dowiedziała się co nieco o życiu w blasku fleszy.
-Jesteś bardzo krytyczna wobec znanych osób, czyż nie? - zapytał odwracając się w jej stronę.
Wypuściła dym prosto w jego świeżo ogoloną twarz.
-Nie, ja jestem dobrym obserwatorem. Nikogo nie muszę znać osobiście by wiedzieć jaka jest prawda.
To duchy dużo ją nauczyły. Dzięki nim poznawała życie biednych, bogatych, chorych, cierpiących, pozornie szczęśliwych, a także rozpoznawalnych.
-Chodź, moja gosposia Amelia przygotowała śniadanie. Zjemy, a potem odwiozę cię do domu. Chyba, że masz w planach zemdleć raz jeszcze to ja pojadę na trening a ty czuj się jak u siebie - z jego tonu zniknęło wcześniejsze rozbawienie, a Florence wiedziała, że winne są tu jej słowa.
W ciszy zeszli na dół. Blondynka po drodze oglądała jego nowoczesny dom. Będąc dzieckiem marzyła by w takim właśnie zamieszkać. Neutralne kolory na ścianach, niewiele ozdób, za to mnóstwo dzieł sztuki, jasne podłogi i gdzieniegdzie świeże kwiaty w wazonach. Uwagę Brown przykuła gablota znajdująca się w salonie. Były w niej nagrody piłkarza zaczynając na tych, które dostał jako nastolatek, a kończąc na ostatniej, którą otrzymał kilka dni temu czego dowiedziała się z gazet. Mógł być przystojniakiem wykorzystującym wdzięk i pieniądze do zdobywania kobiet. Mógł być bogaczem, którego nie obchodziło życie słabszych. Jednak ogromnego talentu i ciężkiej pracy włożonej w grę nie mogła mu odmówić.
-Jesteś na coś chora? - zapytał popijając kawę. - Nawiązuję oczywiście do wydarzeń z klubu.
-Mam problemy z sercem. Czasem mdleję, pech chciał, że akurat w twoje ramiona - skłamała błądząc wzrokiem po talerzu.
Nie chciała spojrzeć mu w oczy. Uratował ją od szpitala, czyli miejsca, w którym co chwilę ktoś umierał i zabrał do siebie. Pozwolił spać w swoim łóżku mimo tego, że była mu obca, a ona kłamała jak z nut. W tym przypadku jednak prawda mogłaby okazać się dla Cristiano nie do zniesienia.
-Nie zachowujesz się jakbyś była mi wdzięczna za to, że cię uratowałem - mruknął.
Zrobiło jej się głupio. Może faktycznie zaczynała przesadzać ze swoimi uwagami.
-Tylko się droczę.
-Wiem, Florence i to bardzo mi się podoba - uśmiechnął się ukazując śnieżnobiałe zęby.
Po zjedzeniu obfitego śniadania kobieta wzięła szybki prysznic. Łazienka była większa od tej w jej mieszkaniu kilkukrotnie, a podobno była tylko do użytku gości. Nawet nie myślała jak wyglądała ta, z której korzystał wyłącznie Portugalczyk. Ubrała się w strój, który miała na sobie w pracy, rękami przeczesała długie włosy, a zęby umyła szczoteczką, którą znalazła w jednej z szuflad. Pełna obsługa - pomyślała nim wyszła z łazienki.
Zeszła na dół, gdzie czekał już jej wybawca w skórzanej kurtce i czarnych okularach słonecznych. Ruszyła za nim do garażu aż ujrzała nie jeden, nie dwa, a przynajmniej piętnaście samochodów. Od sportowych, po tak zwane limuzyny aż do suv-ów. Widziała audi, bmw, mercedesy, ferrari, bugatti oraz takie, których nawet nie znała.
-Pokaźna kolekcja - rzuciła stając obok niego.
-Zwyczajnie kocham samochody, ale dzięki z komplement - odpowiedział otwierając jej drzwi od czerwonego porsche.
Podała mu swój adres z nadzieją, że nie odwiedzi jej nieproszony i bez słowa obserwowała jak prowadzi sportowy samochód. Pasował do niego. Tylko podkreślał jego władzę.
Niedługo później zatrzymał się pod blokiem, w którym mieszkała. Z jednej strony odetchnęła, że to koniec ich szalonego spotkania, ale z drugiej nie chciała wracać do rzeczywistości. Przy Ronaldo zapomniała o tym co czeka ją z duchem, a także z obrażonym Patrickiem.
-Inaczej wyobrażałem sobie twój dom - odezwał się nim wysiadła.
-Nie wszyscy mają mnóstwo pieniędzy i monumentalną willę - odgryzła się na co mężczyzna się uśmiechnął.
-Daję ci możliwość wkroczenia w świat, w którym będziesz się zastanawiać co robić z banknotami. Wystarczy, że będziesz moją menadżerką.
-Przecież masz już menadżera - odpowiedziała choć tylko domyślała się, że tak właśnie jest.
-Tak, ale to mężczyzna, a przydałaby mi się również kobieta. Zastanów się Florence.
-Dzięki za uratowanie mi życia i za odwiezienie.
Wysiadała i pognała wprost do mieszkania. Czy chciała mieszać się w ten obcy świat gdy nie potrafiła zapanować nad tym co dzieje się w jej życiu? Nie wiedziała co zrobić, ale jednego była pewna. Nie mogła tak zwyczajnie wymazać jego uśmiechu z głowy.