19 kwi 2020

Rozdział 9

''Moja samotność zabija mnie. Muszę ci wyznać, że wciąż wierzę. Gdy nie jestem z Tobą, tracę zmysły. Daj mi znak, poderwij mnie kochanie jeszcze raz. Jesteś powodem, dla którego oddycham. Pokaż mi, jak chcesz, aby było. Powiedz mi kochanie, bo muszę to teraz wiedzieć...'' 
 ~*~
  Mimo, że myśli Cristiano powinny skupić się na zbliżającym się meczu, były zupełnie gdzieś indziej. Jego głowę opanowała piękna barmanka. Wiele razy analizował czy przyjmie propozycję. W rzeczywistości nie potrzebował agenta, bowiem miał jednego i zaufanego od początku swojej kariery. Jednak uważał to za doskonały pretekst by zbliżyć się do Florence. Kiedy zaczęłaby dla niego pracować musieliby spotykać się właściwie każdego dnia, dyskutować o nowych kontraktach, kampaniach reklamowych. Idealny sposób by rozkochać w sobie tajemniczą blondynkę. Owa tajemniczość tak go fascynowała. Każda kobieta na jego drodze była jak otwarta karta, od razu informowała czego tak naprawdę pragnie. Dzięki znajomości z nim miały możliwość na pięć minut sławy za sprawą brukowców, które śledziły życie piłkarza. On przyzwyczaił się do tego, co pisze prasa. Z resztą nigdy nie brał głęboko do siebie opinii innych ludzi. Gdyby wiele lat temu posłuchał nauczycieli i porzucił piłkę na rzecz lepszych ocen, dziś nie zarabiałby milionów robiąc to, co kocha.
  Spojrzał na zegarek. Zostały dwie godziny do rozpoczęcia spotkania z klubem z Andaluzji. Mimo, że Sewilla nie była mocnym przeciwnikiem, nie można było jej lekceważyć. Przyśpieszył bieg. Zawsze w dniu meczu robił rundkę po pobliskim lesie. Uspokajała go natura, napawała dobrą energią potrzebną na wieczór. Jego koledzy z drużyny uważali to za absurd, by tak męczyć się przed i tak wyczerpującą grą. Ale Ronaldo całe życie doskonalił swoje ciało. Chciał dojść do perfekcji. Popołudniowy trening miał być rozgrzewką. Już w głowie układał sobie przebieg spotkania. Jak zwykle planował strzelić kilka goli, ale nie chciał być bierny w obronie. Za to cenili go kibice. Potrafił nie tylko skierować piłkę do bramki, ale i pomagać by nie zrobili tego przeciwnicy.
  Wziął szybki prysznic, zjadł sałatkę przygotowaną przez gosposię, po czym wsiadł w samochód i ruszył prosto na stadion Realu Madryt. Mijał tłumy kibiców zmierzających w to samo miejsce. To nie do uwierzenia ile ludzi przychodzi na każdy mecz.
  Uśmiechnął się widząc kolegów z drużyny. Byli jak jedna wielka rodzina. Razem wygrywali, razem ponosili klęskę i razem walczyli z atakami prasy.
  -Gotowy na dzisiejszą rozgrywkę?
 -Przecież wiesz, że tak. Pójdzie łatwo - odparł Ronaldo przybijając piątkę najlepszemu przyjacielowi.
  -Zawsze  jesteś taki pewny, Cris - odezwał się stojący w pobliżu Sergio śmiejąc się.
  To była prawda. Portugalczyk od małego był nie tylko pewny siebie ale i tego co robi.
  Kiedy wszyscy byli już przebrani w stroje piłkarskie do szatni wszedł trener. Starszy Hiszpan miał jak zwykle poważną minę. Nigdy nie dał sobie wejść na głowę, czym zyskał szacunek całego zespołu. Znów rzucił do swoich zawodników słowa otuchy. Wiedział, że są faworytami.
  Spotkanie rozpoczęło się punktualnie. Wrzask kibiców rozniósł się za pierwszym gwizdkiem. Skandowali imię Ronaldo, wierzyli w niego, kochali go. Ten nie chciał być dłużny. Już po kilkudziesięciu sekundach odebrał piłkę zawodnikowi Sewilli. Zrobił swój popisowy obrót w stronę bramki przeciwników. W zawrotnym tempie znalazł się w odpowiednim miejscu. Oddał strzał. Mocny. Prosto w róg bramki. Tym razem jednak obrońca był szybszy. To nie zniechęciło Cristiano. Nauczył się, że to, czego się pragnie nie przychodzi od razu.
  Tak minęła pierwsza połowa spotkania. Kilkanaście strzałów Portugalczyka, żadnego trafienia. Podobnie po drugiej stronie murawy. Mecz był emocjonujący mimo znacznej przewagi klubu z Madrytu. Brakowało jednak najistotniejszego elementu - gola.
  -Chłopcy, co się dzieje? - zapytał trener w przerwie. Nie był zły. Trzeba było tragicznej gry by wyprowadzić go z równowagi.
  -Póki co nie jest źle, nie przegrywamy - zaśmiał się Marcelo. To on w drużynie robił za śmieszka. Każdego potrafił rozbawić swoimi słowami.
  -Owszem, jednak od mistrzów Hiszpanii oczekuje się lepszych rezultatów - odgryzł się starszy.
  -Trenerze, wygramy. Cris to załatwi - kapitan drużyny poklepał trenera po plecach, po czym całą ekipą wrócili na murawę.
  Nim zabrzmiał gwizdek sędziego zawodnik z siódemką na plecach był myślami gdzieś indziej. Zastanawiał się czy Florence ma zamiar wrócić dziś do pracy po incydencie sprzed dwóch dni. Martwił się jej stanem zdrowia. Chciał jak najszybciej sprawdzić jak się czuje.
   Blondynka towarzyszyła mu w głowie już do końca meczu. Wbrew pozorom to pomogło zawodnikowi się przełamać. Kilkanaście minut po rozpoczęciu drugiej połowy było już dwa do zera dla madryckiej drużyny. Pierwszy gol padł dzięki doskonałemu podaniu Marcelo, kolejny za sprawą rzutu wolnego. Ronaldo jak zawsze chciał więcej i więcej. Mimo wszelkich starań spotkanie zakończyło się takim wynikiem dając radość kibicom ze stolicy.
  -Cris, chcesz wpaść jutro wieczorem do mnie? Żona zaprasza znajomych na małą imprezkę - zapytał przyjaciel.
  W odpowiedzi jedynie pokiwał głową.
  Właściwie co lepszego miał do roboty. Nie mógł każdego dnia czekać na ruch Flo. Na jej zgodę albo odmowę. Nie rozumiał jak tak szybko zawładnęła jego codziennością.
  Zawsze mógł wrócić do swoich starych nawyków. Ruszyć do klubu, kupić butelkę najdroższego alkoholu i czekać aż tłum fanek znajdzie się u jego boku. Ale nie tego w głębi pragnął. Choć paradoksalnie tajemniczą kobietę poznał właśnie w barze.
  -Jak do tego doszło, że obca mi osoba stała się kimś z kim chcę spędzać każdy wieczór? - jęknął do siebie cicho.
~*~ 
  Minęły dwa dni odkąd Florence widziała się z Cristiano, dwa odkąd Patrick bez znaczącej przyczyny po prostu się obraził i te same dwa odkąd objawił się Jose. Cały ten czas spędziła w domu po kolei analizując znaki dane przez zmarłego. Ta sytuacja była dziwna. Sam fakt, że duch nie chciał udać się do krainy spokoju tak ją zastanawiał. Każdy tego pragnie, taka jest kolej rzeczy, w ten sposób został stworzony świat. By grzeszyć za życia, a potem cierpieć i błąkać się w poszukiwaniu kogoś, kto pomoże się z tym rozprawić. 
  O Jose wiedziała, że był złym człowiekiem. Zrobił coś okrutnego, ale gdyby chciał jej o tym powiedzieć, to już byłby w innym miejscu. Musiała z nim porozmawiać bez jego sztuczek. Wokół krążyło mnóstwo duchów potrzebujących, ale nie mogła im pomóc nie rozwiązując sprawy z mężczyzną. Bowiem dopiero gdy któryś z nich się jej objawił zaczynała się jej praca. Nie mogła na nikim tego wymusić. Już miała z powrotem udać się na grób Jose, gdy przed jej oczami wyrósł Patrick.
  -Kogo ja widzę. Przyszedłeś przeprosić? - rzuciła drwiąco. Kochała swojego niewidzialnego przyjaciela, ale takiego zachowania nie można było puścić płazem.
  -Być może trochę mnie poniosło, ale miałem swoje powody - odparł z poważną miną.
  -Cóż, co to może być?
  -Nie podoba mi się ten cały piłkarzyk. Sprawia wrażenie sympatycznego, ale to może być doskonała gra aktorska.
  Florence się zaśmiała.
  -Więc jesteś po prostu zazdrosny, Pat - uśmiechnęła się chcąc załagodzić sytuację. 
  Po części rozumiała przyjaciela. Miał tylko ją. Jeśli ona by go opuściła, to on musiałby udać się do krainy szczęśliwości, czego za nic w świecie nie chciał.
  -Przypominam ci, że niedawno uciekłaś od toksycznego chłopaka, który na domiar złego zgłosił twoje zniknięcie na policję. Myślałem, że chcesz odpocząć od miłości na jakiś czas, ale ty pakujesz się w kolejną - powiedział oskarżycielsko.
  -Patricku, to prawda, ale zapewniam cię, że przez kilka dobrych miesięcy z nikim się nie zwiążę. Jestem tak samo zmęczona dawnym życiem jak ty. Wiem, że się martwisz, ale zapewniam cię, że nie ma o co - odpowiedziała przytulając widocznego tylko dla niej chłopaka. - Teraz chodź. Czas w końcu poważnie porozmawiać z naszym duchem.
  Cmentarz wyglądał dokładnie tak jak za pierwszym razem. Bez większego problemu odnaleźli zbezczeszczony grób Jose. Zastanawiali się czy znów z wizją przyjdzie jego starsza ukochana. Tym razem było zupełnie cicho. Tak jakby z pobliskich drzew zniknęły wszystkie żyjątka. Florence kucnęła przy pękniętej płycie i dotknęła ją dłońmi. Zaczęła przywoływać zmarłego myśląc o nim nieustannie. To był najlepszy sposób, by duch się zjawił. Żadne zaklęcia tu nie pomagały.
  Tak jak się spodziewała pojawił się po kilku minutach. W potarganych ubraniach wyglądał jakby zginął wieki temu, a nie kilkanaście lat. Nie wyglądał jakby chciał stosować swoje sztuczki. Przypominał teraz blondynce każdego objawiającego się, który pragnie opuścić ludzki świat.
  -Powiedz mi, co tak naprawdę się stało - odezwała się pierwsza.
  -Przyprowadziłaś pomocnika? - zapytał spoglądając na Patricka.
  -Od dawna działamy w duecie - odparł przyjaciel.
  -Cóż, jestem już bardzo zmęczony przebywaniem tutaj. Po piętach depcze mi moja dawna ukochana. 
  -Powiedz więc co takiego zrobiłeś, że nie możesz odejść? Jak umarłeś?
  -Ta suka mnie zabiła. Strzałem prosto w serce. Nie myśl więc, że to ja jestem tu tym najgorszym - rzucił oschle zbliżając się co tylko podburzyło Patricka.
  -Nie wmówisz mi, że zrobiła to bez powodu. Objawiła mi się i wspomniała o okrucieństwie, które wyrządziłeś. Naprawdę chcę pomóc wam obojgu.
  -Będąc pijanym zgwałciłem jej córkę w bestialski sposób - powiedział bez zawahania tak, jakby mówił o czymś przyziemnym. 
  Florence odezwała się dopiero po dłuższej chwili. Była wstrząśnięta tym, co usłyszała. Już od dawna nie miała tak trudnej sprawy. Dwóch wzajemnie nienawidzących się zmarłych mogło spowodować chaos na ziemi.
  -Skoro obie strony nie żyją, nie mogę w klasyczny sposób zorganizować spotkania. Chciałabym więc byśmy spotkali się tutaj we czwórkę za trzy dni po uprzedniej rozmowie z twoją ukochaną. Powiedz mi jak się nazywa.
  -Amarilla. Łatwo znajdziesz jej grób. Liczę, że za owe trzy dni to piekło na ziemi się zakończy - jęknął po czym bez pożegnania zniknął.
  W ciszy wrócili do mieszkania. Razem musieli szykować się na prawdziwe pojednanie. Florence nie była pewna czy da się pogodzić ze sobą osoby, które skrzywdziły się wzajemnie w tak okrutny sposób. Na tym polegał jej dar. Rozwiązywała też spory pozornie nie do przejścia.
  Z namysłu wyrwał ją dźwięk telefonu. Nie znała tego numeru, lecz odebrała.
  -Jak się czujesz? Przemyślałaś już moją propozycję? - usłyszała w słuchawce ciepły głos Portugalczyka.
  Choć na chwilę mogła oderwać się od swojego drugiego życia.
  -Szczerze to byłam dość zajęta - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
  Po drugiej stronie usłyszała głośne westchnięcie.
  -Florence, to naprawdę dobra oferta.
  -Więc pozwól zastanowić mi się nad nią trochę dłużej. Odezwę się, gdy wszystko sobie przeanalizuję - odezwała się po chwili.
  W praktyce miała zamiar skontaktować się z piłkarzem dopiero po rozwiązaniu sprawy ze zmarłymi. 
  Ronaldo przytaknął, po czym rozłączył się.
  Wtem, po zaledwie dwóch minutach znów usłyszała dzwonek telefonu. Tym razem nie sprawdziła kto dzwoni. Była przekonana, że to znów Portugalczyk.
  -Przecież powiedziałam, że się zastanowię. Trochę cierpliwości.
  -Witaj słoneczko, dobrze znów cię usłyszeć.
  Ten ochrypnięty od alkoholu głos poznałaby wszędzie. Przerażona rzuciła telefonem o ścianę roztrzaskując go na kawałki nim Noel zdążył powiedzieć coś więcej.

~*~  
Dzień dobry. Witam po krótkiej przerwie. Mam nadzieję, że na ten rozdział warto było czekać.
Spodziewajcie się w kolejnym zakończenia sprawy Jose i Amarilli. Nie oznacza to, że nie będzie już duchów, bo dar Flo do czegoś zobowiązuje.
A no i Noel #comeback
Buziaki

 

28 lut 2020

Rozdział 8

''Ty i ja, ślubowaliśmy sobie na lepsze i na gorsze. Nie mogę uwierzyć, że mnie zawiodłeś ale dowodem jest to jak to boli. Całymi miesiącami wątpiłem zaprzeczając każdą łzę. Chciałbym, żeby to wszystko się skończyło ale wiem, że nadal Cię potrzebuję. Mówisz, że jestem szalony bo wątpisz w to, że wiem co zrobiłeś ale kiedy mówisz do mnie "kochanie" wiem, że nie jestem tym jedynym. Byłeś tak bardzo niedostępny. Teraz niestety wiem dlaczego. Twoje serce jest nieosiągalne. Mimo, że Bóg mi świadkiem, Ty zatrzymałeś moje...''
~*~ 
  Florence Brown nie sądziła, że beztroskie życie, które sobie zaplanowała tak szybko zostanie zniszczone przez przeszłość. Uciekła od swojego oprawcy, dawnej miłości, która przysparzała wielu cierpień tylko po to by dowiedzieć się, że były kochanek nie odpuści. Teoretycznie była bezpieczna. Noel nie wiedział gdzie jej szukać. Nigdy nie wspominała, że pragnie odwiedzić Hiszpanię. Chłopak odkąd zaczął pić przestał traktować blondynkę jak równą sobie, a wręcz był przekonany, że jest nieudacznikiem. Każdorazowo, po spożyciu większej ilości alkoholu obrażał ją, mówił, że nigdy go nie zostawi, bo nawet nie potrafiłaby sobie poradzić sama. I tu się mylił. Tak naprawdę nie pokazywała mu, że jest silna, nie powiedziała, że na co dzień pomaga duchom. Pozwoliła by miał o niej złe zdanie, ale dzięki temu nawet nie podejrzewał, że Florence chce uciec.
  Minęło kilka dni odkąd Patrick wrócił z informacją o wszczętych poszukiwaniach. Dziewczyna unikała jednak rozmów na ten temat. Nie chciała zawracać sobie głowy wspomnieniami kiedy wciąż nie rozwiązała sprawy z tajemniczym duchem. Zastanawiała się dlaczego od kilku dni milczał. Była przyzwyczajona do tego, że zmarłym śpieszy się na drugą stronę. Świat nie był dostosowany do tego by mieszkały na nim duchy. Sama nie potrafiła skontaktować się z mężczyzną. Ukrywał się tak dobrze, że nawet Patrick nie mógł go odnaleźć.
  Uśmiechnęła się do Chanel, koleżanki z pracy przebierając się w firmową koszulkę. Z dnia na dzień coraz gorzej znosiła widok pijanych ludzi. Nie mogła uwierzyć, że niektórzy przychodzili, upijali się i wydawali całe wypłaty by na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Gdyby znali jej sekret, stwierdziliby, że ich problemy są bezpodstawne.
  Znów rozbolała ją głowa ale nienaturalne uczucie spowodowało przypuszczenie o pojawieniu się zmarłego. Stojąc za barem nie mogła go jednak dostrzec. Bawił się z Florence. Czegoś chciał a jednak ukrywał to pragnienie. 
  Nieprzyjemne uczucie ustało gdy wyczuła obok obecność Patricka. Spojrzała na niego z wyrzutem. Nie chciała by zjawiał się w pracy. Pragnęła być postrzegana jako normalna barmanka, a nie jako wariatka mówiąca do siebie. Duch w odpowiedzi zrzucił z blatu trzy kieliszki. Jęknęła pod nosem widząc bałagan, który narobił. Patrick był wrażliwą osobą zarówno za życia, jak i po śmierci. Florence długo musiała oswajać się z charakterem przyjaciela. Wystarczyło jedno niewłaściwe słowo, spojrzenie, by urazić jego dumę. Ale tym razem nie ona była winna.
  -Może ci pomóc? - usłyszała z góry, gdy szufelką zmiatała resztki szkła.
  -Myślę, że sobie poradzę - rzuciła oschle choć wcale nie zamierzała.
  Była po prostu zirytowana zachowaniem przyjaciela. 
  Wstała i dopiero wtedy zobaczyła przed sobą mężczyznę, o którym myślała przez ostatni czas. Znów wyglądał nienagannie. Koszulka, którą miała na sobie idealnie opinała mięśnie. Hiszpańska opalenizna dodawała brunetowi uroku. Ubrał się zwyczajnie, ale na kimś tak olśniewającym wszystko wyglądało jak uszyte dla greckiego boga. 
  -Poirytowana? 
  Nie był rozczarowanym klientem, a z nią flirtował. Uśmiechnęła się na tą myśl. Już zapomniała jak to jest.
  -Patrzenie na upijających się do nieprzytomności ludzi, a potem sprzątanie po nich rozbitych kieliszków nie należy do marzeń, nie sądzisz?
  Teraz to on się uśmiechnął. Mimo, że rozmowa trwała kilka minut, dobrze czuła się w jego towarzystwie.
  -Zawsze możesz pracować dla mnie - powiedział pewnie zbijając blondynkę z tropu.  
 -Nie jestem pewna czy nadaję się na asystentkę sławnego piłkarza - odezwała się po kilkusekundowym namyśle.
  Spoglądał na Florence przymrużonymi oczami. Cała przyjemna atmosfera gdzieś wyparowała. Blondynka pomyślała, że być może uraziła piłkarza i już miała wydukać nędzne przeprosiny gdy on  odezwał się pierwszy.
  -Rozumiem więc, że każda praca uwłacza twoim talentom. Co więc chciałabyś robić?
  Dowiedzieć się czego chce ode mnie zmarły, pomóc mu wyjaśnić niedokończone sprawy, a potem oczekiwać na kolejnego ducha - pomyślała.
  Gdyby rzuciła takim sformułowaniem na głos zapewne uznałby ją za wariatkę i ze śmiechem odszedłby do swojej loży.
  -Chciałabym robić coś co szybko mi się nie znudzi - poniekąd była to prawda. Widzenie duchów zawsze przynosiło coś nowego.
  -Zapewniam cię więc, że w moim świecie byś się nie nudziła - powiedział kładąc na blacie śnieżnobiałą wizytówkę - Tutaj jest mój numer i adres gdybyś zmieniła zdanie.
  Już miała odpowiedzieć, gdy wprost za plecami gwiazdy Realu Madryt ujrzała nieposkromionego ducha, Szczerzył się ukazując to co pozostało mu z zębów. W mig przeniósł Florence do kolejnego miejsca. Już nie widziała przystojnego mężczyzny, zniknął też rozhulany na parkiecie tłum. Wszystko było czarne. Zastanawiała się gdzie zabrał ją zmarły ale tajemnicze pomieszczenie z każdą sekundą zmniejszało się. Zupełnie tak jakby ściany miały zgnieść Florence.
  -O co ci chodzi? Czego potrzebujesz? Daj sobie pomóc! - krzyknęła usiłując rękami zatrzymać ciemne ściany.
  -Życie nie jest tak proste jak wydaje się wszystkim na ziemi. To tylko iluzja. Trzeba bardzo uważać na to, co robi się będąc żywym, bo najgorsze konsekwencje czekają nas gdy będzie za późno by cokolwiek naprawić.
  Nie rozumiała jego słów ale wywnioskowała, że potrzebował pomocy. Nie był samowystarczalnym duchem. Każdy, który zjawiał się przed oczami Brown nie mógł zaznać spokoju właśnie za czyny dokonane za życia. Lecz co takiego zrobił ten zmarły? Zabił kogoś, zgwałcił, pobił? A może zrobił to wszystko, dodatkowo w bestialski sposób? Czy ktoś taki zasługiwał na pomoc?
  Nim zdążyła poprosić go o głębsze wyjaśnienia ściany czarnego pokoju uciskały jej ciało. Jeśli nieznajomy nie przerwie tej wizji, Florence zostanie zmiażdżona. Nie stanie się to w rzeczywistości, jednak wszyscy zgromadzeni w nocnym klubie usłyszą jej krzyk i zobaczą jak usiłuje wydostać się z pułapki.
  Ocknęła się kilkanaście sekund później. Znów była w barze ale jak przez mgłę widziała to co się dzieje. Była wykończona. Nie słyszała co mówi do niej Ronaldo ani stojąca za ladą Chanel. Runęła wprost w ramiona bruneta nim cokolwiek wypowiedziała.

~*~
  Florence nieśmiało otworzyła oczy czując ciepło promieni słonecznych. Pierwszy raz od kilku dni tak dobrze jej się spało. Nie przeszkadzał jej żaden zmarły, Patrick osunął się w kąt i nie dręczyły ją koszmary o powrocie do Noela. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie znajduje się w swoim łóżku. Ogromne okno balkonowe, które widziała przed sobą nie było tym, które miała w sypialni. Rozejrzała się na boki. Pomieszczenie mimo tego, że nie było bogato urządzone miało swój klimat dzięki nowoczesnym obrazom wiszącym na ścianach. Było sterylnie białe i gdyby nie wspomniane wcześniej dodatki można byłoby dojść do wniosku, że to sala szpitalna.
  -Wyspałaś się? - usłyszała w kącie pokoju głos mężczyzny.
  Przestraszona owinęła swoje ciało szczelnie kołdrą i usiadła. Mrużąc oczy ujrzała niedaleko wyjścia na balkon fotel, na którym siedział piłkarz. Ubrany był jak zwykle nienagannie, włosy miał jeszcze mokre co tylko dodawało mu świeżości.
  -Co ja tutaj robię? - zapytała nieśmiało. Nie była pewna, czy chce znać odpowiedź. Niewiele pamiętała z ostatniej nocy. Przez wizję ducha nadal bolała ją głowa mimo, że minęło wiele godzin.
  -Zemdlałaś w pracy prosto w moje ramiona. W innych okolicznościach uznałbym, że to na mój widok ale ty padłaś jak porażona - zaśmiał się przeczesując ręką włosy. - Twoja koleżanka chciała wezwać karetkę ale ty wydukałaś bym cię stamtąd zabrał. Tak więc oto jesteś w moim domu, w mojej sypialni, w moim łóżku, przykryta moją kołdrą - dodał.
  -Niech zgadnę, mam na sobie również twój t-shirt?  
  Nim odpowiedział zajrzała pod kołdrę. Nie myliła się. Na myśl o tym, że ją położył, a wcześniej rozebrał i odział w swoją koszulkę poczuła jak robi jej się gorąco. Z jednej strony dlatego, że miała do czynienia z niezwykle przystojnym mężczyzną, z drugiej obleciał ją strach, że być może ujrzał jej magiczne znamię. Nie chciała by ta znajomość zaczęła się od opowieści o darze.
  -Mimo tego, że byłem pijany powstrzymałem się od oglądania ciebie w bieliźnie. Nie mdlej jednak więcej razy, a przede wszystkim nie mów bym cię zabrał, bo następnym razem zapewne się nie pohamuję - wstał z fotela i wyszedł na ogromny balkon.
  Florence nie wiedząc co ze sobą zrobić ruszyła za Cristiano. Dopiero będąc na świeżym powietrzu dostrzegła, że nie znajdują się w Madrycie. Nie słyszała szumu miasta, nie widziała nawet żadnego domu. Na zewnątrz było cicho jakby przyroda dopiero budziła się do życia. W dole ujrzała ogromny ogród z idealnie skoszoną trawą, a także pokaźnyh rozmiarów basen, którego przejrzysta woda zachęcała do wykąpania się. Luksus - pomyślała nim stanęła obok mężczyzny. Z kieszeni szortów, które na szybko na siebie wciągnęła jeszcze w sypialni wyjęła paczkę papierosów. Potrzebowała zapalić nim on zacznie zadawać niewygodne pytania.
  -Taka piękna a jednak na tyle głupia by truć swój organizm.
  Spojrzała na niego zaskoczona.
  -Dziwne, że uwagę zwraca mi ktoś, kto w barze nie kupuje drinka tylko od razu całą butelkę - odgryzła się.
  Zaśmiał się, więc i ona to zrobiła. Dobrze czuła się w jego towarzystwie.
  -Ja po prostu oszczędzam sobie niepotrzebnego chodzenia.
  -Cóż, wystarczy, że rzucisz polecenie, a każda twoja fanka w klubie z przyjemnością pogna po niejednego drinka.
  Może to, co mówiła nie było miłe, ale właśnie takie miała wyobrażenie o życiu bogatego piłkarza. Ktoś taki mógł posiadać wszystko. Domy, samochody, samoloty i kobiety spełniające każde zachcianki. Nie potrzebowała znać żadnej gwiazdy osobiście by znać prawdę. Mieszkając jeszcze w Nowym Jorku pomogła zmarłemu muzykowi dzięki czemu dowiedziała się co nieco o życiu w blasku fleszy.
  -Jesteś bardzo krytyczna wobec znanych osób, czyż nie? - zapytał odwracając się w jej stronę.
  Wypuściła dym prosto w jego świeżo ogoloną twarz.
  -Nie, ja jestem dobrym obserwatorem. Nikogo nie muszę znać osobiście by wiedzieć jaka jest prawda.
  To duchy dużo ją nauczyły. Dzięki nim poznawała życie biednych, bogatych, chorych, cierpiących, pozornie szczęśliwych, a także rozpoznawalnych.
  -Chodź, moja gosposia Amelia przygotowała śniadanie. Zjemy, a potem odwiozę cię do domu. Chyba, że masz w planach zemdleć raz jeszcze to ja pojadę na trening a ty czuj się jak u siebie - z jego tonu zniknęło wcześniejsze rozbawienie, a Florence wiedziała, że winne są tu jej słowa.
  W ciszy zeszli na dół. Blondynka po drodze oglądała jego nowoczesny dom. Będąc dzieckiem marzyła by w takim właśnie zamieszkać. Neutralne kolory na ścianach, niewiele ozdób, za to mnóstwo dzieł sztuki, jasne podłogi i gdzieniegdzie świeże kwiaty w wazonach. Uwagę Brown przykuła gablota znajdująca się w salonie. Były w niej nagrody piłkarza zaczynając na tych, które dostał jako nastolatek, a kończąc na ostatniej, którą otrzymał kilka dni temu czego dowiedziała się z gazet. Mógł być przystojniakiem wykorzystującym wdzięk i pieniądze do zdobywania kobiet. Mógł być bogaczem, którego nie obchodziło życie słabszych. Jednak ogromnego talentu i ciężkiej pracy włożonej w grę nie mogła mu odmówić.
  -Jesteś na coś chora? - zapytał popijając kawę. - Nawiązuję oczywiście do wydarzeń z klubu.
  -Mam problemy z sercem. Czasem mdleję, pech chciał, że akurat w twoje ramiona - skłamała błądząc wzrokiem po talerzu.
  Nie chciała spojrzeć mu w oczy. Uratował ją od szpitala, czyli miejsca, w którym co chwilę ktoś umierał i zabrał do siebie. Pozwolił spać w swoim łóżku mimo tego, że była mu obca, a ona kłamała jak z nut. W tym przypadku jednak prawda mogłaby okazać się dla Cristiano nie do zniesienia.
  -Nie zachowujesz się jakbyś była mi wdzięczna za to, że cię uratowałem - mruknął.
  Zrobiło jej się głupio. Może faktycznie zaczynała przesadzać ze swoimi uwagami.
  -Tylko się droczę.
  -Wiem, Florence i to bardzo mi się podoba - uśmiechnął się ukazując śnieżnobiałe zęby.
  Po zjedzeniu obfitego śniadania kobieta wzięła szybki prysznic. Łazienka była większa od tej w jej mieszkaniu kilkukrotnie, a podobno była tylko do użytku gości. Nawet nie myślała jak wyglądała ta, z której korzystał wyłącznie Portugalczyk. Ubrała się w strój, który miała na sobie w pracy, rękami przeczesała długie włosy, a zęby umyła szczoteczką, którą znalazła w jednej z szuflad. Pełna obsługa - pomyślała nim wyszła z łazienki.
  Zeszła na dół, gdzie czekał już jej wybawca w skórzanej kurtce i czarnych okularach słonecznych. Ruszyła za nim do garażu aż ujrzała nie jeden, nie dwa, a przynajmniej piętnaście samochodów. Od sportowych, po tak zwane limuzyny aż do suv-ów. Widziała audi, bmw, mercedesy, ferrari, bugatti oraz takie, których nawet nie znała.
  -Pokaźna kolekcja - rzuciła stając obok niego.
  -Zwyczajnie kocham samochody, ale dzięki z komplement - odpowiedział otwierając jej drzwi od czerwonego porsche. 
  Podała mu swój adres z nadzieją, że nie odwiedzi jej nieproszony i bez słowa obserwowała jak prowadzi sportowy samochód. Pasował do niego. Tylko podkreślał jego władzę. 
  Niedługo później zatrzymał się pod blokiem, w którym mieszkała. Z jednej strony odetchnęła, że to koniec ich szalonego spotkania, ale z drugiej nie chciała wracać do rzeczywistości. Przy Ronaldo zapomniała o tym co czeka ją z duchem, a także z obrażonym Patrickiem. 
  -Inaczej wyobrażałem sobie twój dom - odezwał się nim wysiadła.
  -Nie wszyscy mają mnóstwo pieniędzy i monumentalną willę - odgryzła się na co mężczyzna się uśmiechnął.
  -Daję ci możliwość wkroczenia w świat, w którym będziesz się zastanawiać co robić z banknotami. Wystarczy, że będziesz moją menadżerką.
  -Przecież masz już menadżera - odpowiedziała choć tylko domyślała się, że tak właśnie jest.
  -Tak, ale to mężczyzna, a przydałaby mi się również kobieta. Zastanów się Florence.
  -Dzięki za uratowanie mi życia i za odwiezienie.
  Wysiadała i pognała wprost do mieszkania. Czy chciała mieszać się w ten obcy świat gdy nie potrafiła zapanować nad tym co dzieje się w jej życiu? Nie wiedziała co zrobić, ale jednego była pewna. Nie mogła tak zwyczajnie wymazać jego uśmiechu z głowy.